sobota, 10 sierpnia 2019

Augusta Docher "Rozdroża. Z klas(yk)ą w łóżku" FRAGMENT POWIEŚCI I

Prolog

Moja żona nie żyje. To, że jest martwa, nie ulega wątpliwości. Pogruchotane o kamienny dziedziniec kończyny leżą nienaturalnie powykrzywiane, układem przypominają swastykę. Odcinają się czernią od bieli śniegu, który zjawił się nie wiedzieć kiedy i jak. Przecież nie
pada
ło, jest wyż, mroźno, pełnia księżyca. 

I pomyślećże kochałem ją nad życie.
By
ła dla mnie objawieniem. 

Kimś nieosiągalnym.
Nie pojawi
ła się w moim życiu przypadkowo. Można by rzec, że nasze małżeństwo zostało zaaranżowane — ale kto powiedziałże taki związek jest z góry skazany na porażkę? Od pierwszych chwil czułem, że to ta kobieta. Najlepsza z wszystkich kobiet, najlepsza dla mnie: piękna, inteligentna, jaśniała jak gwiazda. Ja mogłem jedynie lśnić światłem od niej odbitym.
Kiedy sprawy przyj
ęły zły obrót? Nie potrafię tego stwierdzić. Ten moment nastąpił niepostrzeżenie. Równia pochyła, było coraz gorzej, lecz ja tego nie dostrzegałem. Ciągle w nią zapatrzony, zaślepiony jej nieziemskim blaskiem. Ale zmiany postępują — na tym właśnie polega ich stałość, na zmienności, z dnia na dzień wszystko się zmienia, powoli, konsekwentnie, dyskretnie, prawie niezauważalnie. Podobnie jak krew, która sączy się z roztrzaskanej czaszki i tworzy wokół głowy ognistoczerwoną aureolę. 



Rozdział 1


Jak wrzosu gałązka, którą w pustym polu
Wiatr dziki wirem unosi…

Jane


Rekruterka to zadbana babka pod pięćdziesiątkę. Czuję suchość w ustach, gdy na nią patrzę, taka jest chuda, matowa i naciągnięta. Ubrana w ciuchy, na które nigdy nie będzie mnie stać, pachnąca
czym
ś, co musiało kosztować milion monet. Ale to nie problem, zauważalny brak kompetencji też nie, w końcu to tylko człowiek, który przyjmuje innego człowieka do pracy. Rzecz w słodyczy, wprost nią ocieka. Drażni mnie to.
Kolejny raz zagl
ąda w moje papiery, przelatuje je wzrokiem, pociera nerwowo koniuszek noska, pieczołowicie i precyzyjnie ukształtowanego przez chirurga, i podnosi na mnie sztuczne błękitne spojrzenie.
— Wie pani, panno…
— Eye.
— …
że ta praca wiąże się z wyjazdem, a kontrakt opiewa na rok?
— Tak.
— Nie b
ędzie pani miała możliwości przyjazdu do Stanów przez czas trwania kontraktu.
— Wiem, pozna
łam dokładnie treść oferty.
— A co z rodzin
ą? Ze znajomymi?
— Nie mam rodziny. Znajomych te
ż nie.
Jej zaskoczenie mnie bawi. Kilka razy mruga, chrz
ąka, znowu pociera nos, w końcu ciekawość zwycięża.
— Nie ma pani nikogo bliskiego w Nowym Jorku?
Czemu mnie dr
ęczysz, kobieto? Nie, nie mam nikogo. Minęło dziesięć dni od śmierci Helen, wczoraj był pogrzeb. Nie pojechałam do Sandusky, gdzie mieszkają jej rodzice. To oni załatwili pochówek.
Zgodnie z wol
ą córki państwo Burnsowie rozsypali jej prochy nad brzegiem jeziora Erie, a po cichej ceremonii, szczęśliwi, że już po wszystkim, wrócili do domu i stadka kotów rasy maine coon. Nie
by
łżadnego nabożeństwa ani zwyczajowego przyjęcia po pogrzebie, sąsiadek przynoszących zapiekanki z makaronu dla pogrążonej w rozpaczy rodziny. W każdym razie ja nie dostałam żadnej, bo i od kogo?
— Mówi
łam. Moi rodzice nie żyją, wychowałam się w rodzinie zastępczej. Jestem jedynaczką, a przyjaciółka, z którą mieszkałam, zmarła niedawno na białaczkę.
— Och. — Jest szczerze stropiona.
Tak, prosz
ę pani. Ani pół osoby, ani ćwierć się nie ostała — dopowiadam w myślach. Kiedyś spytałam ciotkę Sarę, czy mam jakichś krewnych ze strony ojca. Stwierdziła, że nic o tym nie wie, a potem mnie przegoniła. No, może Bessie Lee, pomoc domowa w majątku Reedów, jest dla mnie kimś ważnym, ale ona się nie liczy; wyszła za mąż, ma dwójkę dzieci i zaborczego męża, który nie znosi, gdy Bessie poświęca swój czas i uwagę komukolwiek poza nim i ich potomstwem. Jestem sama jak palec, samotność to moje drugie imię, nawet  pierwsze, bo definiuje mnie bardziej niż Jane, ale tego nie powiem, ponieważ to rekrutacja do pracy, nie wizyta u psychoanalityka.
— Od dziecka marzy
łam o wyjeździe do Europy. Chciałam zwiedzić Stary Kontynent — mówię ze zbędną egzaltacją w głosie. — Marzę o tym, by zobaczyć te wszystkie miejsca, o których czytałam.
To dobra wypowied
ź. Rekruterka może przestać myśleć, jak niezręcznie wypadło jej pytanie. Skoro ja bagatelizuję wszystkie nieszczęścia, które mnie spotkały, tym bardziej ona nie musi się rozczulać i okazywać współczucia. Nawiasem mówiąc, kolejny raz stwierdzam, że ten nabór przeprowadziłby lepiej nawet Scott, nasz dozorca, chociaż jest alkoholikiem i jedyne, na czym się zna, to skład drużyny Jetsów i jej poczynania.
— Prosz
ę wybaczyć, ale wolę o tym wspomnieć, o rocznej nieobecności. Nie każdy łatwo znosi tęsknotę wywołaną długą rozłąką.
— Nachyla si
ę nad biurkiem.
— 
Żeby jakkolwiek znosić tęsknotę, trzeba najpierw ją poczuć.
Jeszcze chwila, wstan
ę, zaraz za drzwiami potargam na strzępki formularz zgłoszenia i poślę w diabły tę ckliwą babę. Masz mnie przyjąć do pracy! Nie stękać nad moim losem!
— A dlaczego zrezygnowa
ła pani z pracy w… — Spogląda w moje CV.
— Bo chcia
łam coś zmienić. — Nie czekam, aż znajdzie nazwę prywatnego przedszkola na Manhattanie. — Pracowałam tam ponad dwa lata, a teraz chciałabym zdobyć nowe doświadczenia. Nie miałam na razie okazji sprawdzić się w wychowaniu indywidualnym, ale czujęsię na siłach, by podjąć to wyzwanie.
— Jestem pewna, 
że tak będzie. — Jej uśmiech można butelkować i sprzedawać jako dietetyczny zamiennik syropu klonowego. — Dobrze, panno…
— Eye — podsuwam.

Zamiast rozpływać się w czułościach, zapamiętałabyś moje nazwisko! — jestem spocona z irytacji. I pomyślećże niepokoiłam się tą rozmową. Jak wypadnę? Czy moje kompetencje są odpowiednie i tak dalej, a tu w miejsce rzeczowego headhuntera mam żonę ze Stepford.
— Panno Eye, powiadomimy pani
ą o wynikach rekrutacji.
Alleluja! Wreszcie jaki
ś konkret.
— B
ędę czekać.
— Trzymam za pani
ą kciuki.
Lito
ści!
***

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując post wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, które odbywa się na podstawie zgody użytkownika na przetwarzanie danych osobowych (art. 6 ust. 1 lit a RODO z dn. 25.05.2018)