Miłość leczy najgłębsze i najbardziej bolesne rany.
sobota, 29 maja 2021
Karolina Głowska "Nieidealni. Collin"
Miłość leczy najgłębsze i najbardziej bolesne rany.
I.M. Darkss "Niewolnica mafiosa"
Jest marionetką. Jest zabawką. Jest nikim. Nie ma nawet imienia.
czwartek, 27 maja 2021
I.M. Darkss "Ten zakazany"
Jace to mężczyzna idealny pod każdym względem. Jest bogaty, seksowny i stworzony do dzierżenia władzy. Cały świat niemal pada mu do stóp i podporządkowuje się ustalonym przez niego regułom, ale dla Sereny Chadway jest nudziarzem bez krzty poczucia humoru.
wtorek, 25 maja 2021
Riva Scott "Ariana. W objęciach wroga"
Miał być jej zgubą. Przyniósł wybawienie
Ariana Núñez z pewnością nie tak wyobrażała sobie dorosłość. Przecież nikt nie oczekuje, że w wieku dwudziestu lat zostanie najzwyczajniej w świecie oddany we władanie gangsterów. I to przez własnego ojca. Ariana prosto z rodzinnego domu trafia w sam środek mafijnych rozgrywek, a przy okazji staje się przyczyną zaognienia konfliktu między dwiema potężnymi rodzinami… Czy uda jej się odzyskać wolność? Czy ratunek przyjdzie na czas?
Domenico Cavillo nie jest człowiekiem skłonnym do okazywania litości. Litość w jego świecie oznacza słabość. A o Domenicu można powiedzieć wiele, lecz z pewnością nie to, że jest słaby. Nie bez powodu nosi przezwisko „Zero”, oznaczające liczbę ludzi, którzy przeżyli jego gniew. Tak, niewątpliwie ten człowiek, syn mafijnego bossa, drugi po ojcu w gangsterskiej hierarchii, potrafi być bezwzględny dla tych, którzy stają mu na drodze. Jednak nawet on czuje wewnętrzny opór, kiedy ojciec każe mu oddać niewinną dziewczynę w ręce Césara Barrigi. Groźnego bandziora, a przy tym odwiecznego wroga rodziny Cavillo…
Riva Scott w swojej nowej książce otwiera przed nami świat pełen namiętności, pasji, seksu, ale też intryg, przemocy i napięć. Niebezpieczny i piekielnie pociągający. Czy odważycie się do niego wejść?
Zapowiedź książki "On jest dla mnie" Corinne Michaels
Jako zawodowy gracz w baseball spędzam większą część roku w rozjazdach, ale ona jest moim domem – jedynym, jaki znałem. Kiedy wróciłem do Sugarloaf, aby zająć się rodzinną farmą, dowiedziałem się, że Devney zamierza wyjść za mąż za nieodpowiedniego mężczyznę. Wpadłem w rozpacz i po prostu musiałem zadziałać.
Jeden cudowny pocałunek zmienił wszystko.
Mam sześć miesięcy, żeby przekonać Devney, by wyjechała wraz ze mną i rozpoczęła nowe, wspólne życie, którego symbolem jest nasz pocałunek.
To właśnie jest moim celem, gdy spędzam czas, porządkując sprawy na farmie, trenując drużynę baseballu ukochanego bratanka Devney i kochając ją całym sercem. Wymaga to wielu zabiegów z mojej strony, ale w końcu wydaje się, że osiągnąłem swój cel – nasz związek rozkwita i jesteśmy zgodni, że uda nam się wspólnie pokonać wszelkie przeszkody.
I wtedy wydarza się tragedia, która na zawsze odmienia życie Devney. Moja ukochana nie może ze mną wyjechać, ja zaś, związany kontraktem, na pewno nie zostanę w Sugarloaf.
Wiem, że ona jest dla mnie tą jedyną, lecz być może będę musiał pozwolić jej odejść…
"On jest dla mnie" to trzecia część serii romansów zatytułowanej "The Arrowood Brothers". Bohaterami tej czteroczęściowej opowieści są bracia Connor, Declan, Sean i Jacob Arrowoodowie. Po śmierci znienawidzonego ojca wracają w rodzinne strony, by wypełnić jego ostatnią wolę. Każdego z nich czeka konfrontacja z przeszłością i własnymi uczuciami. Każdy musi podjąć decyzję, która radykalnie odmieni jego życie.
Tytuł: On jest dla mnie
Autor: Corinne Michaels
Seria: Arrowood Brothers (tom 3)
Wydawnictwo Muza
Data premiery: 26 maj 2021
niedziela, 23 maja 2021
Linda Szańska "Siła przetrwania"
Daniel Rokita, zwany Diabłem, w pełni zasługuje na swój pseudonim. Tym, którzy wchodzą mu w drogę, potrafi zgotować prawdziwe piekło.
Ale bycie prawą ręką Anioła, bossa poznańskiej
mafii, ma swoją cenę. Diabeł już raz ją zapłacił. A raczej zrobił to ktoś, kogo
kochał.
Nigdy więcej na to nie pozwoli. Nawet jeśli
oznacza to wieczną samotność.
Ewa jednak nie boi się takiego życia. Bardziej tego,
że przy Danielu traci głowę. I czujność. A stąd już tylko krok do uczucia,
które może zniszczyć ich oboje.
W tym świecie miłość to oznaka słabości. I tylko nielicznym udaje się dotrzeć do raju.
Magdalena Szweda "Król Midas"
Leonardo Binenti miał wszystko, na czym mu zależało: władzę, szacunek i pieniądze. Pracował na to wiele lat dopingowany przez zemstę i rozgoryczenie. Kiedy budował swoje imperium, krew lała się strumieniami. Z czasem nazwano go królem Midasem, bo wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto. Nikt nie pytał, za jaką cenę.
Kolejna nowością maja jest
debiutancka powieść Magdaleny Szwedy „Król Midas”. Do przeczytania powieści
skusił mnie opis książki. Nie spodziewałam się tylko, że autorka przeniesie
mnie na wyższe wyżyny emocjonalne i duchowe. Teraz wiem, że przy każdej
kolejnej wydanej publikacji pani Magdaleny nie będę mogła przejść obojętnie.
Magdalena Szweda w swojej
książce przekazuje nam losy ludzi, którzy mają za sobą ciężką przeszłość. Leonardo
Binenti nie miał łatwego dzieciństwa. Sam musiał o siebie zadbać, więc dzięki
swojej sile i determinacji wzbogacił się i jak prawdziwy Król Midas wszystko,
co dotknął zmieniał w złoto. Bezwzględny mężczyzna, który sam wymierzał
sprawiedliwość. Był katem i oprawcą w jednym. Kiedy na jego drodze pojawia się
nieziemska Emily Leonardo wie, że ta kobieta musi być jego. Lecz czy ona będzie
potrafiła rozkochać w sobie Leo, który twierdzi, że nie ma serca?
„Król Midas” jest to książka, która
wzrusza, piękna, emocjonująca, ale i pełna bolesnych przeżyć i traumatycznych
wspomnień. Autorka napisała powieść, która chwyta za serce i nie puszcz
do ostatniej strony. Każde zdanie, strona a nawet rozdział jest starannie
przygotowany dla czytelnika, za co ogromnie dziękuje autorce.
Powieść ta porusza bardzo ważne tematy, które możemy zauważyć w życiu codziennym. Jest to skomplikowana historia pełna tajemnic, uczuć i emocji. W życiu tak bywa, że tracimy tych, co najbardziej kochamy w najmniej spodziewanym momencie. Jest to piękna historia i taka prawdziwa.
Język i styl autorki jest
przyjemny w odbiorze a postacie są ciekawie wykreowane, że nie sposób odłożyć
książki na bok dopóki nie skończy się książki. Zakończenie książki całkowicie
powaliło mnie na kolana, bo chyba nikt z nas nie spodziewałby się takiego
zakończenia. A teraz z niecierpliwością czekam na następną powieść autorki.
Za możliwość przeczytania książki Dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.
czwartek, 20 maja 2021
Zapowiedź książki "Skorpion" Anny Falatyn
Nie powinna ufać komuś, kto pragnie zemsty bardziej niż ona.
Pogrążony w chaosie i korupcji Neapol zainfekowany przez mafię.W tym mieście mieszka Lisa – młoda prawniczka, która właśnie przegrała sprawę o gwałt. Nie wybroniła syna bardzo wpływowego człowieka.Już wie, co może ją za to spotkać.
Jednak zamiast się ukryć i wycofać, kobieta próbuje znaleźć odpowiedź na nurtujące ją od dawna pytanie: co się stało z jej ojcem? Przypadkowo znajduje notatnik, a w nim zapiski, które tylko na pozór nic nie znaczą.
Tropy prowadzą ją prosto do Jamesa Morettiego, włoskiego miliardera i przedsiębiorcy, nieoficjalnie szefa najpotężniejszej rodziny mafijnej w Kampanii. Władza i pieniądze czynią go nietykalnym, mimo to mężczyzna czuje zaciskającą się na gardle pętlę.
Lisa i James zawierają układ. Oboje mogą wiele zyskać albo wszystko stracić. Jednak zaufanie to ostatnia rzecz, którą mogą sobie wzajemnie zaoferować.
Tytuł: Skorpion
Autor: Anna Falatyn
Seria: Prawniczka Camorry, t 1.
Wydawnictwo Niezwykłe
Data premiery: 16 czerwca 2021
Zapowiedź książki "Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie" Darcy Trigovise
Nigdy nie byłem dobrym człowiekiem.
Kradłem, piłem, imprezowałem – to był sens mojego życia. To wszystko skończyło się pewnej nocy, kiedy napad nie przebiegł zgodnie z planem, a rano obudziłem się z raną od noża i kajdankami na rękach. Dziesięć lat. Spędziłem dziesięć lat w więzieniu. Przetrwałem tylko dzięki planowaniu zemsty. Nie byłem już tym samym chłopakiem. Sensem mojego życia stał się odwet na tych, którzy niegdyś byli mi jak bracia...
Zawsze byłam dobrą dziewczyną.
Uczyłam się, byłam grzeczna, uprzejma i optymistycznie patrzyłam w przyszłość. Później trafiłam na złego mężczyznę. Mężczyznę, który miał mnie kochać i chronić, a jednak to ja musiałam chronić przed nim siebie oraz nasze dzieci. Dwanaście lat. To trwało dwanaście lat, zanim los się do mnie uśmiechnął. Ale zmieniłam się. Nie byłam już tą samą dziewczyną. Sensem mojego życia stały się dzieci i zapewnienie im wszystkiego, czego potrzebują. Wtedy znów trafiłam na złego mężczyznę...
Nienawiść, niechęć, pożądanie, miłość. Cięte riposty i odrobina humoru.
Dwie skrzywdzone dusze. Dwa złamane serca. Jedna miłość i jedna zemsta, która może zniszczyć wszystko...
Tytuł: Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie
Autor: Darcy Trigovise
Wydawnictwo WasPos
Data premiery: 21 maja 2021
wtorek, 18 maja 2021
"Scarlet" Klara Leończuk - ROZDZIAŁ 2
Rozdział 2
Scarlet
Kiedy następnego wieczoru wróciłam do
domu, już nawejściu powitał mnie Stefano.
– Ma pani
gościa – oznajmił. – Czeka w salonie.
Zdziwiłam
się i niezwłocznie ruszyłam do pokoju. Gdy tylko tam dotarłam, zobaczyłam, że
na fotelu siedzi nie kto inny jak Alessandro Vega.
– Cześć –
powiedziałam, stając przy sofie. – Co cię do mnie sprowadza?
– Cześć,
Scarlet. – Uśmiechnął się lekko i podniósł się, podchodząc bliżej. Był naprawdę
przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, z brązowymi włosami sięgającymi mu za
uszy i oczami w kolorze mlecznej czekolady. Gdyby sprawy miały się inaczej, nie
mogłabym oprzeć się jego urokowi. – Pomyślałem, że sprawdzę, jak się masz. Nie
znałem Cartera długo, ale domyślam się, że musi ci być teraz bardzo trudno.
Poza tym masz na głowie firmę i mafię.
– To
prawda, nie jest łatwo – przyznałam szczerze, po czym usiadłam na kanapie i
przeczesałam włosy palcami. Stos dokumentów w firmie zdawał się rosnąć, a nie
maleć. Na domiar złego telefony się urywały, bo kierownicy filii naszych hoteli
rozsianych po całym świecie desperacko chcieli wiedzieć, co dalej z ich
posadami i jakie zmiany zamierzam wprowadzić. Gdyby nie pomoc Jacksona i Emily,
to nie wiem, jakbym sobie z tym wszystkim sama poradziła. Na szczęście
członkowie mafii nad wyraz dobrze przyjęli fakt, że teraz będzie nimi rządzić
kobieta i nie wszczynali z tego powodu buntu. – Ale jakoś daję sobie radę.
Dobre jest w tym wszystkim to, że cały czas mam czymś zajętą głowę i brak mi czasu
na użalanie się nad sobą.
Najgorsze
były noce. Może to zabrzmi dziwnie, ale na poduszce wciąż czułam zapach
Cartera. W szafie nadal wisiały jego ubrania, bo nie potrafiłam się zdobyć na spakowanie
wszystkiego do toreb i oddanie potrzebującym ludziom. Wiem, że sama dodatkowo
się tym wszystkim katowałam, ale po prostu nie byłam gotowa. Od jego śmierci
minęły raptem dwa tygodnie.
– Przykro
mi, że musisz przez to wszystko przechodzić. Gdybyś chciała pogadać, to tutaj
jest mój numer – powiedział, wyciągając do mnie dłoń z wizytówką.
–
Dlaczego to robisz? – spytałam, zaskoczona jego zachowaniem. – Tak naprawdę
wcale mnie nie znasz. Łączyły cię tylko interesy z moim narzeczonym.
– Sam nie
wiem – wyznał, marszcząc brwi. Miałam wrażenie, że nie jest ze mną całkiem
szczery, ale nie miałam siły ani ochoty ciągnąć go teraz za język. – Po prostu wydaje
mi się, że przyda ci się pomoc. Wiem, że otaczają cię teraz bliscy i nie
mierzysz się ze wszystkim sama, ale jak to mówią, przyjaciół nigdy za wiele.
–
Dziękuję. – Zdobyłam się na lekki uśmiech.
Nagle
drzwi frontowe się otworzyły i do środka weszli roześmiani Melanie i Aaron.
Uprzedzali mnie wcześniej, że popołudniu chcą wyjść do miasta i pozwiedzać, więc
nie spodziewałam się ich w domu zbyt prędko. Jak widać ich wycieczka właśnie
dobiegła końca.
– Hej. – Moja
przyjaciółka przystanęła w progu salonu. Nie tylko mnie zdziwiła wizyta
Alessandro, bo Mel patrzyła to na mnie, to na niego. Znałam ją na tyle długo,
żeby wiedzieć, że weźmie mnie na spytki, gdy mój gość już sobie pójdzie.
– Hej –
rzuciłam. – Jak tam zwiedzanie?
– Super –
przyznała Melanie. – To miasto jest piękne.
– Tak
piękne, że twoja droga przyjaciółka chce się tutaj przeprowadzić – prychnął
Aaron, uśmiechając się lekko. – Już nawet znalazła nam dom, oczywiście
niedaleko od ciebie.
Roześmiałam
się tylko, bo znając Melanie, byłaby do tego zdolna.
– To ja
już lepiej pójdę. – Naszą wymianę zdań przerwał Alessandro. – Pamiętaj o tym,
co ci mówiłem, Scarlet.
– Będę. –
Pokiwałam głową, zerkając na wizytówkę z jego numerem telefonu, którą wciąż
trzymałam w dłoniach.
Kiedy
usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych, Melanie złapała mnie za rękę i zmusiła,
żebym usiadła razem z nią na sofie.
– To ja lepiej
pójdę na górę – stwierdził Aaron, wycofując się z salonu z rękoma uniesionymi
ku górze w geście kapitulacji. – Nie mam ochoty słuchać waszego plotkowania.
Tylko rozboli mnie od tego wszystkiego głowa.
Melanie
pokazała mu język, a ja uśmiechnęłam się do mężczyzny.
– To
teraz nawijaj. – Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie wyczekująco, gdy
zostałyśmy we dwie.
– O czym
mam nawijać? – Zmarszczyłam czoło, udając, że nie wiem, o co jej chodzi.
Czasami lubiłam się z nią podrażnić.
– Nie
udawaj głupiej– westchnęła z jękiem, przewracając oczami. – Wracam do domu i
zastaję ciebie, pogrążoną w rozmowie z Alessandro. A facet jest niczego sobie.
– Po
pierwsze, przypominam ci, że masz chłopaka, więc jeśli dowie się, że wzdychasz
na myśl o innym, to nie chciałabym być w twojej skórze – zauważyłam. – A poza
tym Vega mnie nie interesuje w ten sposób. Owszem, jest przystojny, nawet
bardzo, ale ja nie mam zamiaru z nikim się spotykać. Ani teraz, ani nigdy. To
Carter był dla mnie tym jedynym i nikt go nie zastąpi.
W tej
właśnie chwili mój w miarę dobry humor szlag jasny trafił. Na samą myśl o tych
wszystkich planach i marzeniach, których nie uda mi się zrealizować razem z
Carterem, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać.
–
Przepraszam – powiedziała Mel, widząc, że wpadam w doła. – Nie chciałam, żeby
to tak zabrzmiało. Wiem, że Carter był dla ciebie wszystkim i przez myśl mi nie
przeszło, że mogłabyś zacząć spotykać się z kimś innym, szczególnie teraz. Po
prostu uważam, że wpadłaś w oko naszemu panu policjantowi.
– Jeśli
tak rzeczywiście jest, to niech nie robi sobie nadziei – stwierdziłam,
zirytowana jej komentarzem. – Jedyne, co mogę teraz zaoferować komukolwiek to
przyjaźń.
– Dobra,
wystarczy tego gadania o facetach. – Melanie klepnęła mnie w udo, wyraźnie
chcąc sprawić, żeby mój dobry humor sprzed kilku minut powrócił. – Może zrobimy
sobie michę popcornu, otworzymy butelkę wina i puścimy jakąś komedię? Dawno nie
miałyśmy babskiego wieczoru.
– Masz
rację, to dobry pomysł. –Nie do końca byłam w nastroju, ale nie chciałam
sprawić przykrości Melanie. Widziałam, że się stara, żeby poprawić mi humor, za
co byłam jej wdzięczna. – Przyda się nam taki relaks.
– No i
super. – Mel wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni. – To ja przygotuję wino
i przekąski, a ty wybierz film.
Pokiwałam
głową, po czym włączyłam telewizor i uruchomiłam Netflixa. Wybór padł na Kocha,
lubi, szanuje. Widziałam to już dwa razy, ale podobał mi się Ryan Gosling w
tym filmie.
Melanie
wróciła po chwili, w jednej ręce trzymając miskę z popcornem, a w drugiej
butelkę wina.
– A gdzie
kieliszki? – spytałam, unosząc brew.
– To
babski wieczór – wyjaśniła. – Nasz babski wieczór. Nie potrzebujemy kieliszków.
Prychnęłam tylko i usiadłam wygodniej na kanapie, sięgając do miski, a następnie włączyłam film.
***
Następnego ranka obudziłam się z bólem
głowy i dziwnie powyginana, nie wiedząc, gdzie się znajduję. Potrzebowałam
chwili, żeby uświadomić sobie, że leżę na sofie w salonie, a Melanie śpi z
głową na moim brzuchu, obejmując mnie ręką w pasie. Dziwiłam się, że była w
stanie przespać tak całą noc, z nogami podkulonymi pod siebie, bo sofa była na
to zdecydowanie za krótka. Przetarłam twarz rękoma i jak tylko zaczęłam się
wiercić, Melanie otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła spod przymrużonych
powiek.
–
Zasnęłyśmy tutaj? – zapytała zaspanym głosem.
– Jak
widać – odparłam. – Dobrze, że dzisiaj sobota i nie muszę iść do firmy. Głowa
mnie boli tak, że jedyne, na co mam ochotę, to położyć się do łóżka i przeleżeć
cały dzień.
– Po
połowie butelki wina? – zdziwiła się Melanie.
–
Najwidoczniej – mruknęłam.
– No nic,
idę wziąć prysznic – stwierdziła moja przyjaciółka, po czym podniosła się ze
mnie.
– Dobry
pomysł. – Pokiwałam głową i sama też skierowałam się do swojej sypialni.
Potrzebowałam takiego wieczoru. Przez moment zapomniałam o wszystkim, o
wszystkich smutkach i problemach.
Wiedziałam,
że gdy się ogarnę, muszę porozmawiać z Jacksonem. Przez tych ostatnich kilka
dni intensywnie nad czymś rozmyślałam. Byłam pewna, że wypadek Cartera wcale
nie był wypadkiem. I zamierzałam odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią mojego
narzeczonego. Nie odpuszczę, dopóki się nie zemszczę.
Gdy
zeszłam na dół na śniadanie, w kuchni zastałam Melanie i Agnese, przygotowującą
jedzenie.
– Lepiej
się czujesz? – spytała moja przyjaciółka, gdy usiadłam na stołku barowym obok
niej.
–
Powiedzmy – mruknęłam, przykładając chłodną dłoń do czoła. – Ale na pewno nie
będę dzisiaj w szczytowej formie.
W tej
samej chwili Agnese postawiła przede mną talerz z jajecznicą na boczku i
smażonymi kiełbaskami.
– Na kaca
najlepsze jest tłuste jedzenie – rzuciła w odpowiedzi na moje nieme pytanie.
– Okej,
skoro tak twierdzisz – westchnęłam i zabrałam się do jedzenia.
Posiłek
przerwało mi pojawienie się w domu Jane i Jacksona.
– Hej –
powiedziała kobieta, wchodząc do kuchni, a następnie podeszła do mnie i
uścisnęła na powitanie.
– Hej,
wiecie, że nie musicie przyjeżdżać tutaj codziennie i sprawdzać, jak się mam? –
zapytałam, unosząc brew do góry. Głupio mi było, bo miałam wrażenie, że przez
fakt, że moi przyjaciele są tak zaabsorbowani mną, nie mają czasu na własne
życie. – Nie potrzebuję opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poza tym na
miejscu jest Melanie i Aaron, nie wspominając o Agnese, Stefano i reszcie osób.
W tym domu cały czas ktoś się kręci.
– I tak
ma być – odparła Jane. – I nie pleć bzdur, że zabierasz nam czas, bo wcale tak
nie jest.
– W
sumie, to może i dobrze, że jesteście, bo chciałabym z wami o czymś porozmawiać
– oświadczyłam, kończąc śniadanie. – Ale może jesteście głodni i chcielibyście
coś najpierw zjeść?
– Nie,
spokojnie, jedliśmy przed wyjściem – zapewniła mnie moja przyjaciółka. – Teraz
jem za dwoje, więc mam spust jak odkurzacz. Samej siebie nie poznaję.
– Ja też
nie poznaję własnej żony – zaśmiał się Jackson. – Najfajniej jest, gdy o
drugiej w nocy najdzie ją ochota na lody karmelowe, a gdy już wracam do domu ze
sklepu, to dzwoni do mnie i mówi, że zjadłaby jeszcze coś słonego.
– Hahaha
– prychnęła Jane, po czym klepnęła męża w pierś. – Ale tak na poważnie, to o co
chodzi?
– To może
przejdźmy do salonu, będzie nam wygodniej – zaproponowałam, wstając ze stołka.
– Melanie, zawołaj Aarona, jeśli możesz.
– Jasne,
już po niego idę – rzuciła, wyszła z kuchni i skierowała się schodami na górę
do ich pokoju.
Dziesięć
minut później zastałam Jane i Jacksona objętych na sofie, Melanie usiadła w
fotelu, jej chłopak stanął obok niej, a ja zajęłam drugi fotel.
– To z
jakiej racji ta narada? – zapytała Mel, przerywając ciszę.
– Chcę
odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam, wziąwszy uprzednio
głębszy wdech. – Nie jestem głupia i nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Nie
po tym, co przeszliśmy.
Kiedy to
oznajmiłam, zapadła cisza, podczas której wszyscy moi przyjaciele przyglądali
mi się intensywnie. Nie wiedziałam, co im chodzi po głowach, ale w duchu modliłam
się, żeby nie brali mnie za wariatkę.
– No
dobrze – stwierdził Jackson, wzruszając ramionami, jakby to nie było nic
wielkiego. – Nie powiem, że jestem tym zaskoczony, bo przeczuwałem, że gdy dojdziesz
trochę do siebie, zaczniesz dodawać dwa do dwóch. Sam też nigdy nie uwierzę, że
to był wypadek. Z tego, co wiem na asfalcie nie było śladów hamowania. Ponadto
samochód uderzył w barierkę, która oddziela drogę od urwiska. Takie uderzenie
nie spowodowałoby, że auto stanęło w płomieniach. Musiałoby stoczyć się z góry
albo dachować.
– Dlatego
potrzebuję waszej pomocy – powiedziałam, oddychając z ulgą. – Sama nie dam
sobie rady, bo nie wiem, do kogo się zwrócić. Wy siedzicie w tym dłużej.
Mówiąc „wy”,
miałam na myśli Jacksona i Jane. Odczuwałam wyrzuty sumienia, wciągając w to
Melanie i Aarona, dlatego zwróciłam się do nich:
– Mówię
to też przy was, bo nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą jakieś tajemnice, ale
nie oczekuję, że będziecie brali w tym udział. Nie chcę was narażać na
niebezpieczeństwo. Poza tym i tak poświęciliście mi już dużo swojego czasu.
– Trzymaj
mnie, Aaron, bo zaraz jej przyłożę – warknęła Mel, a ja spojrzałam na nią
zaskoczona. Jej chłopak popatrzył rozbawiony to na nią, to na mnie, ale na
wszelki wypadek położył rękę na jej ramieniu.
– Oczywiście,
że chcemy brać w tym udział – oznajmiła dobitnie. – Jesteś naszą przyjaciółką i
nie zostawimy cię samej, szczególnie teraz. Nawet gdybyś wciągała nas w zabicie
kogoś i pomoc w pozbyciu się zwłok, wciąż byśmy ci nie odmówili. Nie ma takiej
opcji, że się nas pozbędziesz, więc lepiej skończ wygadywać takie głupoty.
Uśmiechnęłam
się do niej szeroko ze łzami w oczach, chwytając dziewczynę za nadgarstek w
geście podziękowania.
– Melanie
ma rację, Scar – dodał Aaron. – Gdybyśmy nie chcieli, żebyś nas wciągała w
cokolwiek, w ogóle byśmy tutaj nie przylecieli. Pomożemy ci i zostaniemy tak
długo, jak to będzie potrzebne.
Nie
wiedziałam, czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, ale w tym momencie
potrzebowałam ich jak nigdy i w duchu dziękowałam Bogu, że mi ich zesłał. Bez
nich błądziłabym jak dziecko we mgle.
– Myślę,
że najlepszym rozwiązaniem będzie skontaktowanie się z Alessandro – wtrącił
Jackson. – W końcu jest policjantem i ma dojścia. Tak jak przy Beckerze, tak
teraz przyda się nam jego pomoc.
– Dobrze.
– Pokiwałam głową, bo sama rozważałam zaangażowanie go w sprawę. W końcu
wczoraj był tutaj i mówił, że jeśli będę czegokolwiek potrzebować, to mogę
dzwonić. Nie sądziłam jednak, że tej pomocy będę domagać się tak szybko.
–
Zadzwonię do niego od razu, zanim się rozmyślę – mruknęłam, po czym wyjęłam
telefon z tylnej kieszeni spodni. Wizytówka Alessandra leżała na szafce koło
telewizora, więc podeszłam do niej i wybrałam numer.
– Vega,
słucham? – odezwał się po drugim sygnale.
– Cześć,
Alessandro, tu Scarlet – zaczęłam rozmowę.
– Cześć,
miło cię słyszeć – odparł, a w jego głosie usłyszałam, że jest zaskoczony i
jednocześnie uradowany tym, że dzwonię. – Stało się coś?
–
Chciałam cię prosić o przysługę – powiedziałam. – Ale to nie jest rozmowa na
telefon. Mógłbyś może przyjechać do mnie do domu?
– Wiesz
co… – zawiesił na chwilę głos – myślę, że uda mi się wyrwać stąd na godzinę lub
dwie.
– To
super. – Ucieszyłam się i pokazałam reszcie kciuk uniesiony ku górze, na znak,
że wszystko idzie w dobrym kierunku. – To w takim razie do zobaczenia.
– Do
zobaczenia – rzucił, po czym się rozłączył.
– I co
powiedział Vega? – zapytała Melanie, kiedy usiadłam na fotelu.
– Na
razie niewiele, bo w sumie nic mu nie powiedziałam. – Wzruszyłam ramionami. –
Ma przyjechać tutaj za chwilę i wtedy we wszystko go wdrożę.
– Na bank
się zgodzi. – Mel puściła do mnie oczko. – Mówiłam ci wczoraj, że ten facet na
ciebie leci.
– Błagam
cię, nie zaczynaj – jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.
– Czekaj,
co?! – zapytała Jane, patrząc to na mnie, to na moją przyjaciółkę, która ma
zdecydowanie za długi jęzor.
–
Zastałam ich wczoraj wieczorem razem w salonie, kiedy z Aaronem wróciliśmy do
domu – wyjaśniła jej Mel. – Na kilometr było widać, że nie przychodzi tutaj
bezinteresownie.
–
Powiedział, że mogę liczyć na jego przyjaźń i żebym dzwoniła, gdy będę czegoś
potrzebować – powiedziałam. – Tylko tyle. To Melanie ma wybujałą wyobraźnię i
dużo sobie dopowiada. Nic mnie z Vegą nie łączy i na pewno nie połączy.
Jane
przyglądała mi się w zamyśleniu, a Mel pokręciła tylko głową.
– Oj,
dajcie spokój – wtrącił Jackson. – Ja osobiście za nim nie przepadam.
–
Dlaczego? – zapytałam i wszyscy spojrzeliśmy zaskoczeni na mężczyznę.
– Nie
wiem – przyznał szczerze. – Ale coś mi w nim nie gra.
Nijak nie skomentowałam jego słów, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie znałam Alessandro zbyt długo i w sumie nie miałam o nim wyrobionej opinii. Faktem jest to, że pomógł mi i Carterowi znaleźć dowody na Beckera i wsadzić go do aresztu, a to już było coś.
***
Alessandro tak jak obiecał, przyjechał
do nas niedługo potem. Kiedy zobaczył nas wszystkich zgromadzonych w salonie,
przystanął zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się lekko i przysiadł na
krześle, które przyniosłam tutaj wcześniej.
– Więc co
jest takiego ważnego, że nie mogliśmy o tym porozmawiać przez telefon? –
zapytał, patrząc na mnie.
Zerknęłam
na Jacksona, który teraz stał przy oknie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i
uważnie przyglądał się naszemu gościowi, jakby czekał na choćby jeden jego błąd.
– Chcę
odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam prosto z mostu.
– Ale
przecież wiesz, że to był wypadek – odparł Vega, zaskoczony. – Nie ma czego się
tutaj doszukiwać.
Popatrzyłam
na policjanta tak, jakbym widziała go na oczy po raz pierwszy w życiu. Serio
był taki głupi czy bał się, że coś odkryję?
–
Naprawdę w to wierzysz? – zapytałam z zaskoczeniem w głosie, nachylając się do
niego. – Naprawdę wierzysz, że to był wypadek? Bo ani ja, ani nikt z moich
przyjaciół nie uwierzy w te brednie. Zadzwoniłam, bo chciałam cię poprosić,
żebyś pomógł mi dowiedzieć się prawdy. Masz dojścia tam, gdzie nasze ręce nie
sięgają. Ale jeśli chcesz dalej mydlić mi oczy tym, że to był wypadek, to
myślę, że nie mamy, o czym rozmawiać.
Wstałam z
fotela, by podejść do okna i stanąć obok Jacksona, nie zwracając uwagi na
resztę towarzystwa.
Byłam
rozczarowana zachowaniem Alessandra. Sam powiedział, że jest moim przyjacielem
i że mogę się do niego zwrócić, gdy będę potrzebować wsparcia. A teraz próbował
mi wmówić, że to wszystko moje wymysły.
– Możemy
porozmawiać na osobności? – poprosił nagle policjant.
– Dobrze
– zgodziłam się po chwili namysłu. Widziałam, że Jackson już chce
zaprotestować, ale Jane szybko złapała go za rękę, ostrzegając, żeby trzymał
buzię na kłódkę. – To może przejdźmy do gabinetu.
Alessandro
przepuścił mnie w drzwiach, po czym ruszył za mną.
–
Przepraszam – powiedział mężczyzna, podchodząc do mnie, gdy drzwi gabinetu się
za nami zamknęły. Zrobiłam kilka kroków w tył, bo jak na mój gust staliśmy
zdecydowanie zbyt blisko siebie. – Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu nie
chcę, żebyś się w to wszystko mieszała.
– Jakbyś
nie zauważył, już jestem w to zamieszana – prychnęłam. Nie wierzyłam w jego
wytłumaczenia. Coś mi tutaj nie grało. – I nie musisz się o mnie martwić.
Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać.
Mężczyzna
przez chwilę przyglądał mi się tak, jakbym sprawiała mu ból. Kompletnie nic z
tego nie rozumiałam.
– Dobrze
– westchnął. – Pomogę ci. Poszperam trochę i zobaczę, czego uda mi się
dowiedzieć. Ale niczego ci nie obiecuję.
– O to mi
tylko chodzi – odparłam. – Dziękuję.
– Wybacz,
ale teraz muszę wracać do pracy – oznajmił. – Odezwę się, gdy będę coś miał.
Skinęłam
tylko głową i uśmiechnęłam się lekko, po czym Alessandro wyszedł z gabinetu,
zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Nie wiedziałam, czy angażowanie w
to wszystko policjanta to dobry czy zły pomysł, bo po tym, co powiedział
Jackson, miałam mętlik w głowie. Ale każda pomoc się przyda. Poza tym angażując
we wszystko Vegę, będziemy mieli go na oku i wtedy się dowiemy, czy jest wobec
nas szczery, czy wręcz przeciwnie. Jak to mówią, trzymaj przyjaciół blisko, a
wrogów jeszcze bliżej.
– I co
powiedział? – spytała Melanie, pojawiając się w gabinecie i tym samym
przerywając moje rozmyślania. Zaraz za nią pojawili się Aaron, Jackson i Jane.
–
Obiecał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć i da znać – powtórzyłam im. – A
tymczasem chciałabym spotkać się z naszymi ludźmi. Jackson, możesz wszystko
zorganizować?
– Jasne, nie ma problemu – rzucił mężczyzna, wyciągnął telefon z kieszeni marynarki i zniknął w korytarzu.
***
Dwie godziny później ja, moi
przyjaciele i siedemnastu innych mężczyzn zebraliśmy się w jadalni mojego domu.
Żadne inne pomieszczenie nie było na tyle duże, żeby pomieścić nas wszystkich.
– Wiem,
że zapewne jesteście zaskoczeni tak nagłym wezwaniem – zaczęłam. – Sama też nie
do końca wiem, jak działać, dlatego potrzebuję waszej pomocy. Carter mianował
mnie waszą nową donną i mam dla nas wszystkich pierwsze, wspólne zadanie. Chcę,
żebyśmy dogrzebali się do prawdy w związku ze śmiercią Cartera.
Słysząc
to, kilku mężczyzn zaczęło rozmawiać między sobą i kiwać głowami.
– Jeśli macie
coś do powiedzenia, podzielcie się tym z nami wszystkimi – powiedziałam
zdecydowanym głosem. Irytowało mnie takie szeptanie po kątach.
–
Uważamy, że to słuszna decyzja, donna – odezwał się jeden z nich, z tego, co
pamiętałam, miał na imię Paolo i był jednym z najbardziej zaufanych ludzi
Cartera. – Sami nie wierzymy, że to był nieszczęśliwy wypadek. Nie po tym, jak
Christopher Becker został zamordowany w areszcie. Powiedz nam tylko, co mamy
robić.
Ucieszyłam
się, że wszyscy przyjęli to tak dobrze i nie kwestionowali mojej decyzji.
– Na
razie nie mamy żadnego punktu zaczepienia, dlatego chcę, żebyście mieli oczy i
uszy szeroko otwarte – oznajmiłam. – Wiem, że każdy z was ma swoje dojścia do
różnych ludzi, więc spróbujcie dowiedzieć się czegokolwiek. Ludzie na pewno
gadają, w końcu śmierć capo nie przechodzi bez echa. Innymi słowy,
działamy tak samo jak w przypadku sprawy z Beckerem.
– A co,
gdy uda nam się już do kogoś dotrzeć? – spytał jeden z mężczyzn. – Co mamy
zrobić?
– Wtedy
przyprowadzacie go do mnie – odparłam. – I trochę inaczej sobie z nim
porozmawiamy.
Wszyscy
uśmiechnęli się półgębkiem, jakby moja odpowiedź była dokładnie tym, co chcieli
usłyszeć.
Prawda była taka, że nie miałam zamiaru bawić się w półśrodki. Nie żartowałam, gdy mówiłam, że znajdę tego, kto stoi za śmiercią Cartera, nawet jeśli miałabym go wykopać spod ziemi. A gdy już dostanę go w swoje ręce, lepiej niech Bóg ma go w opiece.
***
– Chcę, żebyś nauczył mnie walczyć –
powiedziałam do Jacksona tego samego dnia, późnym popołudniem. Słysząc to,
mężczyzna zakrztusił się kawą, którą właśnie pił.
– Co
takiego? – Spojrzał na mnie tak, jakby wyrosła mi druga głowa.
– Właśnie
to – oznajmiłam. – W końcu jestem donną, a to, że nie potrafię się bronić, jest
żałosne. Poza tym, gdy już znajdziemy tego, kto doprowadził do śmierci Cartera,
sama chcę się z nim policzyć. Nie mam zamiaru dopuścić, żebyś wyręczył mnie ty
lub którykolwiek z naszych ludzi.
– Nie
wiem, czy to jest dobry pomysł – stwierdził mężczyzna, marszcząc brwi.
– Co nie
jest dobrym pomysłem? – spytała Jane, wchodząc do kuchni.
– Chcę,
żeby twój mąż nauczył mnie walczyć – wyjaśniłam. – Ale chyba niezbyt mu się ten
pomysł podoba.
– A
dlaczego nie? – Jane spojrzała na niego groźnie. – Myślę, że to dobry pomysł.
Mnie w końcu nauczyłeś, więc czemu nie możesz zrobić tego samego dla Scarlet?
– No
właśnie, dlaczego? – Popatrzyłam na niego wyczekująco, krzyżując ręce na
piersi.
– Dobrze
już, dobrze – sapnął, unosząc ręce w geście kapitulacji. – Nauczę cię walczyć.
– I strzelać
– dodałam.
Jackson
skrzywił się lekko, ale pokiwał głową, przystając na moją prośbę.
–
Zaczniemy jutro z samego rana, więc się przygotuj – oznajmił. – Nie dam ci
forów.
– Wcale
na nie nie liczę. – Puściłam do niego oczko. Starałam się być twarda, ale w
duchu liczyłam już ilość siniaków, które będę miała po naszym jutrzejszym
treningu.
poniedziałek, 17 maja 2021
"Scarlet" Klara Leończuk ROZDZIAŁ 1
Rozdział 1
Scarlet
Tydzień później
Nie
miałam siły się ruszyć. Jedyne, na co miałam ochotę, to zasnąć i już nigdy się
nie obudzić. Twarz miałam opuchniętą od płaczu, oczy zaczerwienione, a włosy
brudne i potargane. Innymi słowy, wyglądałam beznadziejnie. W końcu nie ma co
się dziwić, biorąc pod uwagę, że nie brałam prysznica prawie od tygodnia.
Zamiast tego, co chwilę odtwarzałam w głowie wydarzenia z tego feralnego dnia,
czując się tak, jakby brakowało mi powietrza. Nie mogłam oddychać. To była dla
mnie istna tortura.
Sześć dni
wcześniej
Cały
dzień nie mogłam skontaktować się z Carterem i zaczynałam odchodzić od zmysłów,
bo nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Mój narzeczony zawsze
odbierał ode mnie telefon. Zadzwoniłam do Jacksona, bo nie wiedziałam, co
zrobić. Nie minęło piętnaście minut, a on i Jane wpadli zaalarmowani do naszego
domu. Mężczyzna powiadomił też Alessandro, o czym ja nawet nie pomyślałam.
Policjant obiecał, że zorientuje się w sprawie i spróbuje czegoś dowiedzieć.
–
A teraz opowiedz nam na spokojnie, co się stało – poprosiła Jane, kierując mnie
na sofę. Usiadła obok i mocno złapała moje ręce.
–
Od wczorajszego wieczoru Carter był jakiś dziwny – powiedziałam, biorąc głębszy
wdech. Łzy mimowolnie kapały mi z oczu, przez co obraz przed sobą miałam
rozmazany. – Dzisiaj rano zjedliśmy śniadanie, po czym powiedział, że musi
pojechać na chwilę do firmy, bo jest jakiś problem, który musi rozwiązać. Od
tamtej chwili minęło ponad dziewięć godzin, a ja wciąż nie mam z nim kontaktu.
W komórce włącza się poczta, a Emily powiedziała, że Carter w ogóle nie pojawił
się dzisiaj w pracy. Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.
Moja
przyjaciółka popatrzyła zaniepokojona na swojego męża, a on podszedł do sofy i
kucnął przede mną.
–
Na pewno wszystko będzie dobrze – zapewnił mnie, kładąc mi rękę na kolanie. –
Zobaczysz, Carter zaraz wróci i wszystko wyjaśni.
W
tym samym momencie drzwi do domu się otworzyły. Zerwałam się z kanapy, święcie
przekonana, że to mój narzeczony, jednak w salonie pojawił się Alessandro z
grobową miną. Od razu wiedziałam, że to, co zaraz powie, mi się nie spodoba.
–
Był wypadek – powiedział, od razu przechodząc do rzeczy. – To mało uczęszczana
droga, dlatego dopiero niedawno ktoś zgłosił, że na poboczu stoi spalony wrak
samochodu. Na podstawie tablic rejestracyjnych udało się nam ustalić, że to
biały rangerover należący do Cartera.
–
A co z nim? – zapytałam, łudząc się, że zaraz usłyszę, że jakimś cudem mój
narzeczony przeżył. To przecież nie może tak się skończyć.
–
Przykro mi, Scarlet – odparł Alessandro, spuszczając wzrok na podłogę. Nie był
w stanie spojrzeć mi prosto w oczy.
–
Nie! – krzyknęłam, odsuwając się od nich wszystkich i wystawiając rękę przed
siebie, dając tym gestem znać, żeby nie odważyli się zrobić ani jednego kroku w
moim kierunku. – Nawet nie waż mi się tego mówić! To nieprawda!
Jackson
podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku swoich ramion, a ja
rozryczałam się na dobre i zaczęłam okładać go pięściami po piersi. Mężczyzna
nic sobie jednak z tego nie robił i pozwalał potraktować się jak worek
treningowy. Po chwili opadłam z sił i wtuliłam się w niego mocno, załamując się
całkowicie. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.
Obecnie
–
Wystarczy tego dobrego – powiedziała Jane, wpadając do mojej sypialni, a zaraz
za nią podążała Melanie. Tak, nie wiem, jakim cudem, ale Jane i Jackson
skontaktowali się z moją przyjaciółką i opowiedzieli o wszystkim, a ona bez
zbędnych ceregieli spakowała walizki dla siebie i swojego chłopaka, Aarona, a
następnie obydwoje przylecieli tutaj samolotem należącym do przyjaciela
Cartera.
–
Dajcie mi spokój – mruknęłam, nakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. Nie
miało dla mnie znaczenia, czy jest rano, popołudnie czy wieczór: wszystko
straciło sens.
–
Nie! – krzyknęła Mel, brutalnie ściągając ze mnie kołdrę, a Jane tymczasem
odsłoniła żaluzje w oknach. – Koniec użalania się nad sobą. Od pogrzebu nie
ruszasz się z łóżka. Czas wstać i zmierzyć się z rzeczywistością.
To
do mnie nie docierało – „od pogrzebu”. Cztery dni temu pochowaliśmy Cartera.
Jackson i Jane zajęli się wszystkimi przygotowaniami, bo ja nie byłam wstanie
nic zrobić. Czułam się tak, jakbym żyła w innym wymiarze.
„Pogrzeb”
– jedno słowo, które potrafi wywołać w człowieku tyle negatywnych emocji,
wprost zniszczyć go od środka. Nie znam nikogo, kto byłby fanem takich
uroczystości i z radością w nich uczestniczył.
Zawsze
uważałam, że w niektórych przypadkach można przygotować się na to wydarzenie.
Na przykład, gdy umiera ktoś starszy lub ktoś, kto chorował od dłuższego czasu,
rodzina jest w stanie oswoić się z myślą, że niedługo straci tę osobę. Wiadomo,
śmierć kogoś bliskiego zawsze boli jak cholera, ale czasami człowiek po prostu
wie, że niedługo zabraknie jego krewnego. Wyczuwa to. Jednak jeśli chodzi o
nagłe odejście kogoś, kto powinien żyć, kogo zabrakło zdecydowanie za wcześnie
– wtedy jest sto razy gorzej. Myśli się o wszystkich wspólnych planach,
marzeniach, których nie udało się zrealizować, bo najzwyczajniej w świecie zabrakło
na to czasu. W takiej sytuacji znalazłam się ja. Miałam ochotę wyć z bólu i
wściekać się jednocześnie, próbując się dowiedzieć dlaczego. Dlaczego odebrano
mi Cartera, kiedy tak naprawdę dopiero rozpoczynaliśmy wspólne życie? Dlaczego
nie mieliśmy szansy nacieszyć się sobą i po prostu żyć?
Odruchowo wróciłam myślami do tamtego dnia, krzywiąc się na samo wspomnienie.
–
Jesteś gotowa do wyjścia? – spytał
Jackson, cicho pukając do drzwi mojego pokoju.
–
Tak, możemy iść – odparłam automatycznie, poprawiając włosy. Ubrałam
się w czarną sukienkę z krótkim rękawem, sięgającą mi nad kolano, a na nogi
wsunęłam czarne szpilki. Włosy zebrałam w kok. Nie nałożyłam na twarz makijażu,
bo najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły, a poza tym wiedziałam, że
wystarczy chwila, żebym się rozpłakała, a wtedy makijaż szlag trafi.
Jackson
podał mi ramię i razem zeszliśmy na dół, gdzie czekali na nas Jane, Melanie,
Aaron i wszyscy ludzie Cartera. Za niecałą godzinę miała rozpocząć się msza w
kaplicy, a po niej pochówek na cmentarzu. Agnese razem z Jane i Clarą
przygotowały obiad dla gości, gdy już wrócimy do domu. Nie chciałam brać w tym
udziału, ale przyjaciółki przekonały mnie, że nie powinnam chować się w pokoju,
bo będzie tylko gorzej.
Cała
ceremonia była piękna, jeśli można takim mianem określić czyjś pogrzeb. Kaplica
wprost pękała w szwach, tyle osób pojawiło się w niej tego ranka. Jackson,
Paolo, Giacobbe i jeszcze trzech innych ludzi Cartera niosło jego trumnę. Przez
cały ten czas było ciepło i świeciło słońce, ale gdy dotarliśmy na wyznaczone
miejsce pochówku i ludzie z firmy pogrzebowej byli w trakcie opuszczania trumny
do ziemi, niebo zasnuło się chmurami i zaczęło padać.
Przez
cały ten czas Jane trzymała mnie pod ramię, a z mojej drugiej strony stała
Melanie. Zachowywały się tak, jakbym z rozpaczy miała zaraz rzucić się do tego
dołu za Carterem. Biorąc pod uwagę, że nie wyobrażałam sobie dalszego
funkcjonowania bez niego, może nie byłby to taki głupi pomysł. Nic nie miało
dla mnie już sensu.
–
Nie mam ochoty nigdzie się ruszać – powiedziałam dobitnie, siadając na łóżku i
wracając do rzeczywistości. Próbowałam odzyskać kołdrę, ale Melanie była
nieugięta i im bardziej ja ciągnęłam, tym bardziej ona trzymała. – Nie
rozumiesz?! – krzyknęłam sfrustrowana, czując, że świeże łzy napływają mi do
oczu. Byłam zła na Jane i Mel, bo nie rozumiały, przez co przechodzę, a swoim
uporem tylko pogarszały sprawę. – On nie żyje! Straciłam jedynego mężczyznę,
którego kochałam ponad życie! Był dla mnie wszystkim! WSZYSTKIM! Nie wiesz, co
to za uczucie, tęsknić za kimś do bólu i jednocześnie wiedzieć, że nie ma
możliwości, żebyś do niego zadzwoniła, usłyszała jego głos, poczuła jego dotyk!
I ta wiedza, że czegokolwiek byś nie zrobiła, to i tak nie zwróci mu życia!
Melanie
popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym przytuliła mocno do siebie. Zaraz
dołączyła do nas Jane i siedziałyśmy tak we trzy, próbując dodać sobie otuchy.
Wiedziałam,
że moje przyjaciółki się starają, ale nie były w stanie mi pomóc, choćby nie wiem
co. Nikt nie mógł. Sama musiałam poradzić sobie z tym niesamowitym bólem i
wiedziałam, że on tak szybko nie minie. To, co czułam, to cierpienie… ono
odbierało mi wolę życia.
–
Wiemy, że cierpisz, Scar – powiedziała Jane. – I nawet nie próbujemy sobie wyobrazić,
przez co teraz przechodzisz. Ale Carter nie chciałby, żebyś tak żyła. Nie
chciałby, żebyś całymi dniami płakała i pogłębiała się w bólu. Musisz żyć,
skarbie. Dla siebie. I dla niego.
Na
początku miałam na końcu języka jakiś wredny komentarz, ale w ostatniej chwili
się w niego ugryzłam.
–
Macie rację – westchnęłam. – Wiem, że macie rację, ale to nie takie proste.
Czuję się pusta w środku. Ale dobrze, wstanę z łóżka i zejdę do was, wezmę
tylko prysznic. Dacie mi chwilę?
–
Jasne – szepnęła Jane, uśmiechając się do mnie z otuchą. – Nie żeby coś, ale
śmierdzisz. Prysznic to naprawdę dobry pomysł.
Roześmiałam
się krótko, bo moja przyjaciółka miała rację. Sama czułam, że nie pachnę zbyt
zachęcająco. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, zamykając za sobą
drzwi.
***
Ubrałam
się w legginsy i biały T-shirt, a włosy zebrałam w koński ogon, po czym zeszłam
na dół. W salonie zastałam Jane, Melanie, Aarona, Jacksona i o dziwo,
Alessandro. Nie wiedziałam, co jeszcze tutaj robił.
–
Hej – przywitałam się, gdy wszyscy na mój widok zamilkli i popatrzyli ze
współczuciem wymalowanym na twarzach. Nie znosiłam tego. Nie potrzebowałam
tego.
–
Hej. – Usłyszałam chórek głosów, a Jackson podszedł do mnie i zapytał:
–
Jesteś głodna?
–
Nie, nie mam apetytu – szepnęłam zgodnie z prawdą.
–
Scarlet, musisz coś jeść – stwierdziła Melanie. – Nie dasz tak rady na dłuższą
metę.
–
Dobrze, niech wam będzie – westchnęłam, poddając się. Nie miałam siły się
kłócić. – Zjem cokolwiek.
Melanie
wyszła z salonu, zapewne do kuchni, żeby poprosić Agnese o przygotowanie mi
czegoś do jedzenia.
–
Scarlet, wiem, że to nie jest dobry moment, ale chyba nigdy taki nie będzie –
zaczął Jackson, podchodząc bliżej. – W obecnej sytuacji ktoś musi stanąć na
czele mafii.
–
No tak, ale dlaczego zwracasz się z tym do mnie? – spytałam, marszcząc brwi. –
To chyba logiczne, że jako prawa ręka Cartera, to ty przejmujesz pałeczkę.
–
Nie do końca – sapnął, zerkając na wszystkich w pokoju, jakby bojąc się mojej
reakcji na jego następne słowa. – Carter spisał coś w rodzaju testamentu, w
którym jasno określa, że jeśli coś mu się stanie, to ty masz zająć jego
miejsce.
Nie
wiedziałam, co zaszokowało mnie bardziej: to, że mój narzeczony spisał
testament czy to, że zostawiał mafię mnie. Przecież ja nie miałam o tym
pojęcia, byłam w tym nowa!
–
Nie! – krzyknęłam, kręcąc głową. – Nie ma takiej opcji! Jackson, na Boga, ja
się do tego nie nadaję! Po pierwsze, nie mam pojęcia o kierowaniu mafią, a po
drugie nikt nie weźmie mnie na poważnie! Już widzę, jak ludzie Cartera będą
słuchać moich poleceń! – zaśmiałam się, wyobrażając sobie siebie dyrygującą
bandą niebezpiecznych facetów. Najzwyczajniej w świecie nie widziałam się w tej
roli i nawet nie chciałam się jej podejmować. Byłam w tym wszystkim zielona.
–
Poradzisz sobie – zapewnił mnie mężczyzna, podchodząc do mnie, po czym złapał
mnie za ramiona w geście otuchy. – Będę przy tobie. A ludźmi się nie przejmuj.
Byłaś narzeczoną Cartera, więc to logiczne, że cię posłuchają. Twoje zdanie
jest tak samo ważne.
–
Ale tobie się to wszystko należy – dodałam, czując, że zaczyna mi brakować
argumentów. – Tyle lat mu pomagałeś, wspierałeś, byłeś obok.
–
Może cię zaskoczę, ale nie chcę tego – zaśmiał się. – Pasuje mi to, co robię.
Wolę stać z boku i cię wspierać, wierz mi. Mówię szczerze.
Westchnęłam głośno, przeczesując włosy palcami. A więc postanowione. Teraz ja tutaj rządzę.
***
Od
zeszłego tygodnia Jackson przesiadywał ze mną całymi dniami w gabinecie Cartera
i wdrażał we wszystko. Z początku przebywanie w tym pokoju bolało, bo każda
rzecz przypominała mi o moim narzeczonym i o tym, co straciłam. Jakby tego było
mało, to okazało się, że poza kierowaniem mafią, Carter zostawił mi swoją sieć
hoteli. Na to z pewnością nie byłam przygotowana, a wyglądało na to, że mój
narzeczony wręcz przeciwnie.
Dzisiaj
był pierwszy dzień, kiedy miałam pojawić się w firmie, i już się bałam, jak
wszyscy zareagują na mój widok.
–
Gotowa? – zapytał Jackson, wchodząc do mojej sypialni. Ubrałam się w czarną
sukienkę bez rękawów, kończącą się tuż przed kolanem, a włosy zebrałam w kok.
Nałożyłam na twarz niewielki makijaż, akurat tyle, żeby ukryć sińce pod oczami
i bladość cery.
–
Tak, możemy iść. – Uśmiechnęłam się lekko. Mężczyzna przytrzymał dla mnie drzwi,
puścił mnie przodem i razem zeszliśmy na dół. Jane została u siebie, bo nie
czuła się za dobrze, więc teraz w domu była tylko Melanie i jej chłopak.
–
Na pewno nie chcesz, żebyśmy jechali razem z tobą? – zainteresowała się
przyjaciółka.
–
Nie, daj spokój – zapewniłam ją. – Jak by to wyglądało? Nowa pani prezes z
niańkami? To raczej nie przejdzie. Wystarczy mi, że Jackson ze mną pojedzie.
Poza tym, Emily jest na miejscu.
–
No dobrze, masz rację – stwierdziła dziewczyna, chociaż po jej minie widziałam,
że wolałaby nie spuszczać mnie z oka. – Ale gdyby coś się działo albo gdybyś po
prostu złapała doła, to od razu dzwoń, a ja przyjadę.
–
Dziękuję – szepnęłam, przytulając ją mocno. Zaraz potem wraz z Jacksonem
wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do czarnego mercedesa, po czym ruszyliśmy w stronę
firmy.
–
Bycie tam zaboli, wiem to – powiedziałam, gdy dojeżdżaliśmy na miejsce. – Ja…
nie jestem gotowa, żeby zmierzyć się z tym wszystkim, ale wiem, że muszę. Im
dłużej będę to odkładać, tym będzie mi ciężej. Mam tylko nadzieję, że kiedyś
ten ból zmaleje i będę w stanie wspominać Cartera bez płaczu.
–
Po burzy zawsze wychodzi słońce, Scar – pocieszył mnie Jackson, łapiąc za rękę.
– Zobaczysz, jeszcze będziesz szczęśliwa. Nie powiem ci, że to nastąpi już
niedługo, bo sam w to nie wierzę. Wiem, jak bardzo kochałaś mojego przyjaciela.
–
Ja po prostu… – Zawiesiłam na chwilę głos, przełykając łzy. Nie chciałam
rozkleić się tuż przed wejściem do biura. Nie po to nakładałam makijaż godzinę
temu. – Po prostu nie wierzę, że to się naprawdę stało. Codziennie rano łudzę
się, że to wszystko jest złym snem, z którego niedługo się obudzę i zobaczę
obok siebie Cartera, a on powie mi, jak bardzo mnie kocha. Ale zaraz potem
dociera do mnie, że to nie jest sen, tylko podła rzeczywistość. Ja nie poradzę
sobie bez was, Jackson. Nie zostawiajcie mnie samej, proszę.
Wiem,
że pod koniec brzmiałam żałośnie, ale taka była prawda. Jedynym, co jeszcze
motywowało mnie do pozbierania się do kupy, byli moi przyjaciele. Bo
wiedziałam, że jeśli znów się rozpadnę na kawałki, to oni będą obok, żeby poskładać
mnie w całość.
Nagle
mężczyzna zatrzymał się przy chodniku. Wyjrzałam przez okno i zorientowałam się,
że dotarliśmy już do firmy. Jednak zanim zdążyłam wykonać jakiś ruch, Jackson
chwycił moją twarz w swoje dłonie i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.
–
Nigdy cię nie zostawimy. Nie ma nawet takiej opcji – powiedział dobitnie. –
Jesteśmy rodziną. I nawet gdybyś miała nas dość i kazała nam spadać, to my i
tak zostaniemy. Rozstawimy namiot w ogrodzie, jeśli będzie trzeba, ale nie
zostawimy cię samej ani na moment. Jesteśmy rodziną.
Zagryzłam
wargi i nie mogąc się powstrzymać, zarzuciłam ręce na szyję Jacksona i mocno
się do niego przytuliłam. On odwzajemnił uścisk, opierając podbródek na moim
prawym ramieniu.
–
Dziękuję – szepnęłam, nie wiedząc, co więcej powiedzieć.
–
Lepiej już chodźmy. – Mężczyzna zaśmiał się, poluźniając uścisk. – Czas, żeby
załoga poznała nową szefową.
Jęknęłam
tylko, po czym otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Jackson poczekał na
mnie na chodniku, a gdy do niego dołączyłam, ruszyliśmy w stronę wejścia budynku.
Jak
tylko przekroczyliśmy próg biurowca, wszyscy zamarli, i to dosłownie. Było tak
samo jak wtedy, gdy Carter po raz pierwszy przyprowadził mnie tutaj ze sobą.
Jednak teraz zamiast spojrzeń pełnych ciekawości lub zazdrości, zewsząd
mierzyłam się z wyrazami smutku i współczucia. Nawet Violet, recepcjonistka,
która od zawsze okazywała mi jawną nienawiść, teraz uśmiechnęła się lekko na
mój widok i powiedziała ciche: „dzień dobry”. Odpowiedziałam jej skinieniem
głowy i nikłym uśmiechem, a następnie ruszyłam z Jacksonem w stronę wind.
–
Na razie pojedziemy do gabinetu Cartera, żebyś mogła na spokojnie oswoić się z
miejscem – wyjaśnił, gdy jechaliśmy na górę. – A za godzinę zorganizowałem
spotkanie w sali konferencyjnej z pracownikami.
–
Mam kompletną pustkę w głowie – powiedziałam przerażona. – Nie mam pojęcia, co
im powiedzieć ani jak się zachowywać. To ty powinieneś stać na czele firmy i
mafii. Ja się do tego nie nadaję, jestem żółtodziobem.
–
Dasz sobie radę, zobaczysz – zapewnił mnie mężczyzna, ściskając moją rękę. – Ja
tego wszystkiego nie chcę, mówiłem ci to już. I mówiłem szczerze. Carter
wiedział, co robi, zostawiając wszystko tobie.
Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, dojechaliśmy na nasze piętro. Jak tylko ruszyliśmy w stronę gabinetu, zza biurka wyłoniła się Emily. Podeszła do mnie, smutna, i bez słowa przytuliła mocno do siebie. Odwzajemniłam uścisk, przymykając oczy.
***
Tak jak
rano podejrzewałam, gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu Cartera, poczułam się
tak, jakby ktoś dźgnął mnie nożem prosto w serce. Z siłą tornada przypomniały
mi się te wszystkie godziny, które spędziliśmy tutaj razem. Wszystko wyglądało
tak, jakby Carter wyszedł na chwilę i zaraz miał wrócić: na biurku walały się
papiery czekające na podpis, na środku stał laptop, a w łazience przylegającej
do gabinetu zobaczyłam jego kosmetyki.
To
było dla mnie za wiele. Niewiele brakowało, a odwróciłabym się na pięcie i
wybiegła stąd z płaczem.
–
Wszystko okej? – dociekał stojący tuż za mną Jackson.
–
Tak, spokojnie – odparłam, zerkając na niego. Starałam się brzmieć
przekonująco. – Nic mi nie jest.
Po
wyrazie jego twarzy widziałam, że mi nie wierzy, ale nic więcej nie powiedział.
–
Może podam wam coś do picia? – zaproponowała Emily, stając w drzwiach.
–
Wiesz co, napiłabym się kawy – stwierdziłam. – Ale tylko jeśli zrobisz też
sobie i do nas dołączysz.
Dziewczyna
popatrzyła na mnie zaskoczona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:
–
Bardzo chętnie.
– Ja też poproszę kawę – dodał Jackson, zanim Emily zdążyła wyjść.
***
Godzinę
później, tak jak zostało wcześniej zaplanowane, wszyscy pracownicy zebrali się
w sali konferencyjnej. Usiadłam u szczytu stołu, Jackson po mojej prawej, a
Emily po lewej stronie. Wstałam i odchrząknęłam, skupiając tym samym na sobie
uwagę zgromadzonych osób. Rozmowy ucichły momentalnie, co wzięłam za dobry
omen.
–
Jak zapewne wiecie, Carter wyznaczył mnie na swoją następczynię – zaczęłam. –
Nie będę was oszukiwać, nie mam doświadczenia na tym polu. Niektórzy z was
pewnie uznają, że zaplanowałam sobie to wszystko z premedytacją, ale to nie
jest prawdą. Jestem tak samo zaszokowana jak wy. Wiem, że siedzący obok mnie
Jackson jest o wiele lepszym kandydatem na to stanowisko niż ja, ale z
nieznanych mi przyczyn Carter wybrał mnie. Nie chcę go rozczarować ani działać
wbrew jego woli, dlatego postanowiłam stanąć na wysokości zadania i dać z
siebie wszystko. Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na waszą pomoc. Z góry
mówię, że nie mam zamiaru nikogo zwalniać ani wprowadzać żadnych zmian w
kadrach. Jednak jeśli ktoś z was jest niezadowolony z tego stanu rzeczy, droga
wolna. Nie będę nikogo przetrzymywać tutaj wbrew jego woli. – Skończyłam mówić
i usiadłam z powrotem na fotelu, a w pomieszczeniu zapadła cisza jak makiem
zasiał.
Nagle
z krzesła podniósł się łysiejący mężczyzna średniego wzrostu z lekką nadwagą.
Na oko był przed pięćdziesiątką.
–
Pan Cambrini był wspaniałym szefem i wszystkim nam będzie go brakować –
powiedział, a zaraz po jego słowach dało się słyszeć pomruki popierające jego
wypowiedź. – Wierzymy, że wiedział, co robi, zostawiając firmę w pani rękach.
Myślę, że najuczciwszym rozwiązaniem będzie, jeśli póki co poznamy się lepiej i
zobaczymy, jak będzie się nam współpracować. Z pracy zwolnić się łatwo, ale
znaleźć kolejną, to już inna kwestia.
–
To uczciwa propozycja – odparłam, kiwając głową na znak zgody.
Spotkanie potrwało jeszcze kilka minut, po czym wszyscy rozeszli się do swoich obowiązków, a ja odetchnęłam z ulgą.