sobota, 29 maja 2021

Karolina Głowska "Nieidealni. Collin"


Miłość leczy najgłębsze i najbardziej bolesne rany.


Tragedia, która wydarzyła się pięć lat temu, całkowicie odmieniła życie Collina, wokalisty znanego zespołu rockowego. O przeżytej traumie już zawsze będzie mu przypominać szpecąca twarz blizna, jednak najgłębsza rana to ta w jego sercu. Sercu, które bezgranicznie oddał ukochanemu mężczyźnie. Czy można podnieść się i zaufać komukolwiek po przejściu takiego koszmaru? By ratować przyszłość swojego zespołu, Collin na prośbę brata i przyjaciół zgadza się na sfingowane małżeństwo z młodym i zakochanym w nim Gabrielem. Beztroski student, wychowywany przez siostrę, wnosi do życia zgorzkniałego Collina promyk nadziei. Jak rodzące się między nimi uczucie wpłynie na życie obu mężczyzn i czego się od siebie nauczą?

I.M. Darkss "Niewolnica mafiosa"


Jest marionetką. Jest zabawką. Jest nikim. Nie ma nawet imienia.

Po nieoczekiwanym uwolnieniu koszmar wcale się nie kończy; Z czarnej studni wspomnień wyłaniają się obrazy i zdarzenia, których wolałaby nie pamiętać. Zrozpaczona, przepełniona lękiem przed światem i ludźmi, szuka pociechy i opieki w ramionach swojego wybawcy. Czy z nowym imieniem odnajdzie spokój i szczęście w nowej rzeczywistości? Czy miłość, która kiełkuje w jej udręczonej duszy, zdoła uleczyć potwornie bolesne rany? A może przyszłość, która przez chwilę jawiła się w jaśniejszych barwach, to tylko fatamorgana, wabiąca w mrok, ku śmierci i zatraceniu?

czwartek, 27 maja 2021

I.M. Darkss "Ten zakazany"


Jace to mężczyzna idealny pod każdym względem. Jest bogaty, seksowny i stworzony do dzierżenia władzy. Cały świat niemal pada mu do stóp i podporządkowuje się ustalonym przez niego regułom, ale dla Sereny Chadway jest nudziarzem bez krzty poczucia humoru.


Przebojowa i charyzmatyczna kobieta to dla Jace'a uosobienie chaosu. Już przy pierwszym spotkaniu wie, że Serena jest zwiastunem kłopotów. Zdaje się bowiem, że wypluwa nieszczęścia jak puszka Pandory.

Nie znosi jej ciętych ripost, pstrokatych ciuchów, wiecznego zadowolenia i… szczurów!

Jednak zarazem jej pragnie. Albo postradał rozum, albo ta zołza rzuciła na niego urok. Od początku wydawało mu się, że jest wiedźmą.

A najgorsze, że przez pomyłkę personelu hotelowego Jace utknął w swoim apartamencie z nieokiełznaną współlokatorką na pięć kolejnych dni...

I nocy!

wtorek, 25 maja 2021

Riva Scott "Ariana. W objęciach wroga"


Miał być jej zgubą. Przyniósł wybawienie

Ariana Núñez z pewnością nie tak wyobrażała sobie dorosłość. Przecież nikt nie oczekuje, że w wieku dwudziestu lat zostanie najzwyczajniej w świecie oddany we władanie gangsterów. I to przez własnego ojca. Ariana prosto z rodzinnego domu trafia w sam środek mafijnych rozgrywek, a przy okazji staje się przyczyną zaognienia konfliktu między dwiema potężnymi rodzinami… Czy uda jej się odzyskać wolność? Czy ratunek przyjdzie na czas?

Domenico Cavillo nie jest człowiekiem skłonnym do okazywania litości. Litość w jego świecie oznacza słabość. A o Domenicu można powiedzieć wiele, lecz z pewnością nie to, że jest słaby. Nie bez powodu nosi przezwisko „Zero”, oznaczające liczbę ludzi, którzy przeżyli jego gniew. Tak, niewątpliwie ten człowiek, syn mafijnego bossa, drugi po ojcu w gangsterskiej hierarchii, potrafi być bezwzględny dla tych, którzy stają mu na drodze. Jednak nawet on czuje wewnętrzny opór, kiedy ojciec każe mu oddać niewinną dziewczynę w ręce Césara Barrigi. Groźnego bandziora, a przy tym odwiecznego wroga rodziny Cavillo…

Riva Scott w swojej nowej książce otwiera przed nami świat pełen namiętności, pasji, seksu, ale też intryg, przemocy i napięć. Niebezpieczny i piekielnie pociągający. Czy odważycie się do niego wejść? 

Zapowiedź książki "On jest dla mnie" Corinne Michaels


Przyjaźnię się z Devney Maxwell od szóstego roku życia, ale nigdy nie powiedziałem jej, jak bardzo ją kocham.

Jako zawodowy gracz w baseball spędzam większą część roku w rozjazdach, ale ona jest moim domem – jedynym, jaki znałem. Kiedy wróciłem do Sugarloaf, aby zająć się rodzinną farmą, dowiedziałem się, że Devney zamierza wyjść za mąż za nieodpowiedniego mężczyznę. Wpadłem w rozpacz i po prostu musiałem zadziałać.

Jeden cudowny pocałunek zmienił wszystko.

Mam sześć miesięcy, żeby przekonać Devney, by wyjechała wraz ze mną i rozpoczęła nowe, wspólne życie, którego symbolem jest nasz pocałunek.

To właśnie jest moim celem, gdy spędzam czas, porządkując sprawy na farmie, trenując drużynę baseballu ukochanego bratanka Devney i kochając ją całym sercem. Wymaga to wielu zabiegów z mojej strony, ale w końcu wydaje się, że osiągnąłem swój cel – nasz związek rozkwita i jesteśmy zgodni, że uda nam się wspólnie pokonać wszelkie przeszkody.

I wtedy wydarza się tragedia, która na zawsze odmienia życie Devney. Moja ukochana nie może ze mną wyjechać, ja zaś, związany kontraktem, na pewno nie zostanę w Sugarloaf.

Wiem, że ona jest dla mnie tą jedyną, lecz być może będę musiał pozwolić jej odejść…

"On jest dla mnie" to trzecia część serii romansów zatytułowanej "The Arrowood Brothers". Bohaterami tej czteroczęściowej opowieści są bracia Connor, Declan, Sean i Jacob Arrowoodowie. Po śmierci znienawidzonego ojca wracają w rodzinne strony, by wypełnić jego ostatnią wolę. Każdego z nich czeka konfrontacja z przeszłością i własnymi uczuciami. Każdy musi podjąć decyzję, która radykalnie odmieni jego życie.


Tytuł: On jest dla mnie

Autor: Corinne Michaels

Seria: Arrowood Brothers (tom 3)

Wydawnictwo Muza

Data premiery: 26 maj 2021

niedziela, 23 maja 2021

Linda Szańska "Siła przetrwania"


Daniel Rokita, zwany Diabłem, w pełni zasługuje na swój pseudonim. 
Tym, którzy wchodzą mu w drogę, potrafi zgotować prawdziwe piekło.
 

Ale bycie prawą ręką Anioła, bossa poznańskiej mafii, ma swoją cenę. Diabeł już raz ją zapłacił. A raczej zrobił to ktoś, kogo kochał.
 

Nigdy więcej na to nie pozwoli. Nawet jeśli oznacza to wieczną samotność.
 

Ewa jednak nie boi się takiego życia. Bardziej tego, że przy Danielu traci głowę. I czujność. A stąd już tylko krok do uczucia, które może zniszczyć ich oboje.
 

W tym świecie miłość to oznaka słabości. I tylko nielicznym udaje się dotrzeć do raju.

Magdalena Szweda "Król Midas"


Leonardo Binenti miał wszystko, na czym mu zależało: władzę, szacunek i pieniądze. Pracował na to wiele lat dopingowany przez zemstę i rozgoryczenie. Kiedy budował swoje imperium, krew lała się strumieniami. Z czasem nazwano go królem Midasem, bo wszystko, czego dotknął, zamieniało się w złoto. Nikt nie pytał, za jaką cenę.

Emily Carter przez całe życie miała pod górkę. W dodatku jej brutalny chłopak zamieniał każdy jej dzień w piekło. Jednak dopiero gdy dowiedziała się, że jest w ciąży, zdobyła się na odwagę, aby zmienić swój los. Ucieczka okazała się trudniejsza, niż przypuszczała. Do urzeczywistnienia planu kobieta potrzebowała pieniędzy, a jedyną osobą, która mogła jej pomóc, był jej brat.

Drogi Emily i Leonardo przecinają się w więzieniu, gdzie on odsiaduje wyrok, a ona przychodzi odwiedzić brata. To spotkanie zapoczątkuje całą lawinę wydarzeń w życiu Emily. Czy zmieni je na lepsze, czy może kobieta przekona się na własnej
skórze, jaki smak ma łaska króla Midasa? 

Kolejna nowością maja jest debiutancka powieść Magdaleny Szwedy „Król Midas”. Do przeczytania powieści skusił mnie opis książki. Nie spodziewałam się tylko, że autorka przeniesie mnie na wyższe wyżyny emocjonalne i duchowe. Teraz wiem, że przy każdej kolejnej wydanej publikacji pani Magdaleny nie będę mogła przejść obojętnie.

Magdalena Szweda w swojej książce przekazuje nam losy ludzi, którzy mają za sobą ciężką przeszłość. Leonardo Binenti nie miał łatwego dzieciństwa. Sam musiał o siebie zadbać, więc dzięki swojej sile i determinacji wzbogacił się i jak prawdziwy Król Midas wszystko, co dotknął zmieniał w złoto. Bezwzględny mężczyzna, który sam wymierzał sprawiedliwość. Był katem i oprawcą w jednym. Kiedy na jego drodze pojawia się nieziemska Emily Leonardo wie, że ta kobieta musi być jego. Lecz czy ona będzie potrafiła rozkochać w sobie Leo, który twierdzi, że nie ma serca?

„Król Midas” jest to książka, która wzrusza, piękna, emocjonująca, ale i pełna bolesnych przeżyć i traumatycznych wspomnień. Autorka napisała powieść, która chwyta za serce i nie puszcz do ostatniej strony. Każde zdanie, strona a nawet rozdział jest starannie przygotowany dla czytelnika, za co ogromnie dziękuje autorce. 

Powieść ta porusza bardzo ważne tematy, które możemy zauważyć w życiu codziennym. Jest to skomplikowana historia pełna tajemnic, uczuć i emocji. W życiu tak bywa, że tracimy tych, co najbardziej kochamy w najmniej spodziewanym momencie. Jest to piękna historia i taka prawdziwa.

Język i styl autorki jest przyjemny w odbiorze a postacie są ciekawie wykreowane, że nie sposób odłożyć książki na bok dopóki nie skończy się książki. Zakończenie książki całkowicie powaliło mnie na kolana, bo chyba nikt z nas nie spodziewałby się takiego zakończenia. A teraz z niecierpliwością czekam na następną powieść autorki.

Za możliwość przeczytania książki Dziękuję Wydawnictwu NieZwykłe.

czwartek, 20 maja 2021

Zapowiedź książki "Skorpion" Anny Falatyn


 Nie powinna ufać komuś, kto pragnie zemsty bardziej niż ona.

Pogrążony w chaosie i korupcji Neapol zainfekowany przez mafię.W tym mieście mieszka Lisa – młoda prawniczka, która właśnie przegrała sprawę o gwałt. Nie wybroniła syna bardzo wpływowego człowieka.Już wie, co może ją za to spotkać. 

Jednak zamiast się ukryć i wycofać, kobieta próbuje znaleźć odpowiedź na nurtujące ją od dawna pytanie: co się stało z jej ojcem? Przypadkowo znajduje notatnik, a w nim zapiski, które tylko na pozór nic nie znaczą.

Tropy prowadzą ją prosto do Jamesa Morettiego, włoskiego miliardera i przedsiębiorcy, nieoficjalnie szefa najpotężniejszej rodziny mafijnej w Kampanii. Władza i pieniądze czynią go nietykalnym, mimo to mężczyzna czuje zaciskającą się na gardle pętlę.

Lisa i James zawierają układ. Oboje mogą wiele zyskać albo wszystko stracić. Jednak zaufanie to ostatnia rzecz, którą mogą sobie wzajemnie zaoferować. 


Tytuł: Skorpion

Autor: Anna Falatyn

Seria: Prawniczka Camorry, t 1. 

Wydawnictwo Niezwykłe

Data premiery: 16 czerwca 2021


Zapowiedź książki "Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie" Darcy Trigovise


Nigdy nie byłem dobrym człowiekiem.

Kradłem, piłem, imprezowałem – to był sens mojego życia. To wszystko skończyło się pewnej nocy, kiedy napad nie przebiegł zgodnie z planem, a rano obudziłem się z raną od noża i kajdankami na rękach. Dziesięć lat. Spędziłem dziesięć lat w więzieniu. Przetrwałem tylko dzięki planowaniu zemsty. Nie byłem już tym samym chłopakiem. Sensem mojego życia stał się odwet na tych, którzy niegdyś byli mi jak bracia...

Zawsze byłam dobrą dziewczyną.

Uczyłam się, byłam grzeczna, uprzejma i optymistycznie patrzyłam w przyszłość. Później trafiłam na złego mężczyznę. Mężczyznę, który miał mnie kochać i chronić, a jednak to ja musiałam chronić przed nim siebie oraz nasze dzieci. Dwanaście lat. To trwało dwanaście lat, zanim los się do mnie uśmiechnął. Ale zmieniłam się. Nie byłam już tą samą dziewczyną. Sensem mojego życia stały się dzieci i zapewnienie im wszystkiego, czego potrzebują. Wtedy znów trafiłam na złego mężczyznę...

Nienawiść, niechęć, pożądanie, miłość. Cięte riposty i odrobina humoru.

Dwie skrzywdzone dusze. Dwa złamane serca. Jedna miłość i jedna zemsta, która może zniszczyć wszystko...


Tytuł: Odwet. Zemsta ważniejsza niż życie

Autor: Darcy Trigovise

Wydawnictwo WasPos

Data premiery: 21 maja 2021

wtorek, 18 maja 2021

"Scarlet" Klara Leończuk - ROZDZIAŁ 2

 


Rozdział 2

Scarlet 

Kiedy następnego wieczoru wróciłam do domu, już nawejściu powitał mnie Stefano.

– Ma pani gościa – oznajmił. – Czeka w salonie.

Zdziwiłam się i niezwłocznie ruszyłam do pokoju. Gdy tylko tam dotarłam, zobaczyłam, że na fotelu siedzi nie kto inny jak Alessandro Vega.

– Cześć – powiedziałam, stając przy sofie. – Co cię do mnie sprowadza?

– Cześć, Scarlet. – Uśmiechnął się lekko i podniósł się, podchodząc bliżej. Był naprawdę przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, z brązowymi włosami sięgającymi mu za uszy i oczami w kolorze mlecznej czekolady. Gdyby sprawy miały się inaczej, nie mogłabym oprzeć się jego urokowi. – Pomyślałem, że sprawdzę, jak się masz. Nie znałem Cartera długo, ale domyślam się, że musi ci być teraz bardzo trudno. Poza tym masz na głowie firmę i mafię.

– To prawda, nie jest łatwo – przyznałam szczerze, po czym usiadłam na kanapie i przeczesałam włosy palcami. Stos dokumentów w firmie zdawał się rosnąć, a nie maleć. Na domiar złego telefony się urywały, bo kierownicy filii naszych hoteli rozsianych po całym świecie desperacko chcieli wiedzieć, co dalej z ich posadami i jakie zmiany zamierzam wprowadzić. Gdyby nie pomoc Jacksona i Emily, to nie wiem, jakbym sobie z tym wszystkim sama poradziła. Na szczęście członkowie mafii nad wyraz dobrze przyjęli fakt, że teraz będzie nimi rządzić kobieta i nie wszczynali z tego powodu buntu. – Ale jakoś daję sobie radę. Dobre jest w tym wszystkim to, że cały czas mam czymś zajętą głowę i brak mi czasu na użalanie się nad sobą.

Najgorsze były noce. Może to zabrzmi dziwnie, ale na poduszce wciąż czułam zapach Cartera. W szafie nadal wisiały jego ubrania, bo nie potrafiłam się zdobyć na spakowanie wszystkiego do toreb i oddanie potrzebującym ludziom. Wiem, że sama dodatkowo się tym wszystkim katowałam, ale po prostu nie byłam gotowa. Od jego śmierci minęły raptem dwa tygodnie.

– Przykro mi, że musisz przez to wszystko przechodzić. Gdybyś chciała pogadać, to tutaj jest mój numer – powiedział, wyciągając do mnie dłoń z wizytówką.

– Dlaczego to robisz? – spytałam, zaskoczona jego zachowaniem. – Tak naprawdę wcale mnie nie znasz. Łączyły cię tylko interesy z moim narzeczonym.

– Sam nie wiem – wyznał, marszcząc brwi. Miałam wrażenie, że nie jest ze mną całkiem szczery, ale nie miałam siły ani ochoty ciągnąć go teraz za język. – Po prostu wydaje mi się, że przyda ci się pomoc. Wiem, że otaczają cię teraz bliscy i nie mierzysz się ze wszystkim sama, ale jak to mówią, przyjaciół nigdy za wiele.

– Dziękuję. – Zdobyłam się na lekki uśmiech.

Nagle drzwi frontowe się otworzyły i do środka weszli roześmiani Melanie i Aaron. Uprzedzali mnie wcześniej, że popołudniu chcą wyjść do miasta i pozwiedzać, więc nie spodziewałam się ich w domu zbyt prędko. Jak widać ich wycieczka właśnie dobiegła końca.

– Hej. – Moja przyjaciółka przystanęła w progu salonu. Nie tylko mnie zdziwiła wizyta Alessandro, bo Mel patrzyła to na mnie, to na niego. Znałam ją na tyle długo, żeby wiedzieć, że weźmie mnie na spytki, gdy mój gość już sobie pójdzie.

– Hej – rzuciłam. – Jak tam zwiedzanie?

– Super – przyznała Melanie. – To miasto jest piękne.

– Tak piękne, że twoja droga przyjaciółka chce się tutaj przeprowadzić – prychnął Aaron, uśmiechając się lekko. – Już nawet znalazła nam dom, oczywiście niedaleko od ciebie.

Roześmiałam się tylko, bo znając Melanie, byłaby do tego zdolna.

– To ja już lepiej pójdę. – Naszą wymianę zdań przerwał Alessandro. – Pamiętaj o tym, co ci mówiłem, Scarlet.

– Będę. – Pokiwałam głową, zerkając na wizytówkę z jego numerem telefonu, którą wciąż trzymałam w dłoniach.

Kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych, Melanie złapała mnie za rękę i zmusiła, żebym usiadła razem z nią na sofie.

– To ja lepiej pójdę na górę – stwierdził Aaron, wycofując się z salonu z rękoma uniesionymi ku górze w geście kapitulacji. – Nie mam ochoty słuchać waszego plotkowania. Tylko rozboli mnie od tego wszystkiego głowa.

Melanie pokazała mu język, a ja uśmiechnęłam się do mężczyzny.

– To teraz nawijaj. – Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie wyczekująco, gdy zostałyśmy we dwie.

– O czym mam nawijać? – Zmarszczyłam czoło, udając, że nie wiem, o co jej chodzi. Czasami lubiłam się z nią podrażnić.

– Nie udawaj głupiej– westchnęła z jękiem, przewracając oczami. – Wracam do domu i zastaję ciebie, pogrążoną w rozmowie z Alessandro. A facet jest niczego sobie.

– Po pierwsze, przypominam ci, że masz chłopaka, więc jeśli dowie się, że wzdychasz na myśl o innym, to nie chciałabym być w twojej skórze – zauważyłam. – A poza tym Vega mnie nie interesuje w ten sposób. Owszem, jest przystojny, nawet bardzo, ale ja nie mam zamiaru z nikim się spotykać. Ani teraz, ani nigdy. To Carter był dla mnie tym jedynym i nikt go nie zastąpi.

W tej właśnie chwili mój w miarę dobry humor szlag jasny trafił. Na samą myśl o tych wszystkich planach i marzeniach, których nie uda mi się zrealizować razem z Carterem, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać.

– Przepraszam – powiedziała Mel, widząc, że wpadam w doła. – Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Wiem, że Carter był dla ciebie wszystkim i przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś zacząć spotykać się z kimś innym, szczególnie teraz. Po prostu uważam, że wpadłaś w oko naszemu panu policjantowi.

– Jeśli tak rzeczywiście jest, to niech nie robi sobie nadziei – stwierdziłam, zirytowana jej komentarzem. – Jedyne, co mogę teraz zaoferować komukolwiek to przyjaźń.

– Dobra, wystarczy tego gadania o facetach. – Melanie klepnęła mnie w udo, wyraźnie chcąc sprawić, żeby mój dobry humor sprzed kilku minut powrócił. – Może zrobimy sobie michę popcornu, otworzymy butelkę wina i puścimy jakąś komedię? Dawno nie miałyśmy babskiego wieczoru.

– Masz rację, to dobry pomysł. –Nie do końca byłam w nastroju, ale nie chciałam sprawić przykrości Melanie. Widziałam, że się stara, żeby poprawić mi humor, za co byłam jej wdzięczna. – Przyda się nam taki relaks.

– No i super. – Mel wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni. – To ja przygotuję wino i przekąski, a ty wybierz film.

Pokiwałam głową, po czym włączyłam telewizor i uruchomiłam Netflixa. Wybór padł na Kocha, lubi, szanuje. Widziałam to już dwa razy, ale podobał mi się Ryan Gosling w tym filmie.

Melanie wróciła po chwili, w jednej ręce trzymając miskę z popcornem, a w drugiej butelkę wina.

– A gdzie kieliszki? – spytałam, unosząc brew.

– To babski wieczór – wyjaśniła. – Nasz babski wieczór. Nie potrzebujemy kieliszków.

Prychnęłam tylko i usiadłam wygodniej na kanapie, sięgając do miski, a następnie włączyłam film.

***

Następnego ranka obudziłam się z bólem głowy i dziwnie powyginana, nie wiedząc, gdzie się znajduję. Potrzebowałam chwili, żeby uświadomić sobie, że leżę na sofie w salonie, a Melanie śpi z głową na moim brzuchu, obejmując mnie ręką w pasie. Dziwiłam się, że była w stanie przespać tak całą noc, z nogami podkulonymi pod siebie, bo sofa była na to zdecydowanie za krótka. Przetarłam twarz rękoma i jak tylko zaczęłam się wiercić, Melanie otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła spod przymrużonych powiek.

– Zasnęłyśmy tutaj? – zapytała zaspanym głosem.

– Jak widać – odparłam. – Dobrze, że dzisiaj sobota i nie muszę iść do firmy. Głowa mnie boli tak, że jedyne, na co mam ochotę, to położyć się do łóżka i przeleżeć cały dzień.

– Po połowie butelki wina? – zdziwiła się Melanie.

– Najwidoczniej – mruknęłam.

– No nic, idę wziąć prysznic – stwierdziła moja przyjaciółka, po czym podniosła się ze mnie.

– Dobry pomysł. – Pokiwałam głową i sama też skierowałam się do swojej sypialni. Potrzebowałam takiego wieczoru. Przez moment zapomniałam o wszystkim, o wszystkich smutkach i problemach.

Wiedziałam, że gdy się ogarnę, muszę porozmawiać z Jacksonem. Przez tych ostatnich kilka dni intensywnie nad czymś rozmyślałam. Byłam pewna, że wypadek Cartera wcale nie był wypadkiem. I zamierzałam odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią mojego narzeczonego. Nie odpuszczę, dopóki się nie zemszczę.

Gdy zeszłam na dół na śniadanie, w kuchni zastałam Melanie i Agnese, przygotowującą jedzenie.

– Lepiej się czujesz? – spytała moja przyjaciółka, gdy usiadłam na stołku barowym obok niej.

– Powiedzmy – mruknęłam, przykładając chłodną dłoń do czoła. – Ale na pewno nie będę dzisiaj w szczytowej formie.

W tej samej chwili Agnese postawiła przede mną talerz z jajecznicą na boczku i smażonymi kiełbaskami.

– Na kaca najlepsze jest tłuste jedzenie – rzuciła w odpowiedzi na moje nieme pytanie.

– Okej, skoro tak twierdzisz – westchnęłam i zabrałam się do jedzenia.

Posiłek przerwało mi pojawienie się w domu Jane i Jacksona.

– Hej – powiedziała kobieta, wchodząc do kuchni, a następnie podeszła do mnie i uścisnęła na powitanie.

– Hej, wiecie, że nie musicie przyjeżdżać tutaj codziennie i sprawdzać, jak się mam? – zapytałam, unosząc brew do góry. Głupio mi było, bo miałam wrażenie, że przez fakt, że moi przyjaciele są tak zaabsorbowani mną, nie mają czasu na własne życie. – Nie potrzebuję opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poza tym na miejscu jest Melanie i Aaron, nie wspominając o Agnese, Stefano i reszcie osób. W tym domu cały czas ktoś się kręci.

– I tak ma być – odparła Jane. – I nie pleć bzdur, że zabierasz nam czas, bo wcale tak nie jest.

– W sumie, to może i dobrze, że jesteście, bo chciałabym z wami o czymś porozmawiać – oświadczyłam, kończąc śniadanie. – Ale może jesteście głodni i chcielibyście coś najpierw zjeść?

– Nie, spokojnie, jedliśmy przed wyjściem – zapewniła mnie moja przyjaciółka. – Teraz jem za dwoje, więc mam spust jak odkurzacz. Samej siebie nie poznaję.

– Ja też nie poznaję własnej żony – zaśmiał się Jackson. – Najfajniej jest, gdy o drugiej w nocy najdzie ją ochota na lody karmelowe, a gdy już wracam do domu ze sklepu, to dzwoni do mnie i mówi, że zjadłaby jeszcze coś słonego.

– Hahaha – prychnęła Jane, po czym klepnęła męża w pierś. – Ale tak na poważnie, to o co chodzi?

– To może przejdźmy do salonu, będzie nam wygodniej – zaproponowałam, wstając ze stołka. – Melanie, zawołaj Aarona, jeśli możesz.

– Jasne, już po niego idę – rzuciła, wyszła z kuchni i skierowała się schodami na górę do ich pokoju.

Dziesięć minut później zastałam Jane i Jacksona objętych na sofie, Melanie usiadła w fotelu, jej chłopak stanął obok niej, a ja zajęłam drugi fotel.

– To z jakiej racji ta narada? – zapytała Mel, przerywając ciszę.

– Chcę odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam, wziąwszy uprzednio głębszy wdech. – Nie jestem głupia i nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Nie po tym, co przeszliśmy.

Kiedy to oznajmiłam, zapadła cisza, podczas której wszyscy moi przyjaciele przyglądali mi się intensywnie. Nie wiedziałam, co im chodzi po głowach, ale w duchu modliłam się, żeby nie brali mnie za wariatkę.

– No dobrze – stwierdził Jackson, wzruszając ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. – Nie powiem, że jestem tym zaskoczony, bo przeczuwałem, że gdy dojdziesz trochę do siebie, zaczniesz dodawać dwa do dwóch. Sam też nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Z tego, co wiem na asfalcie nie było śladów hamowania. Ponadto samochód uderzył w barierkę, która oddziela drogę od urwiska. Takie uderzenie nie spowodowałoby, że auto stanęło w płomieniach. Musiałoby stoczyć się z góry albo dachować.

– Dlatego potrzebuję waszej pomocy – powiedziałam, oddychając z ulgą. – Sama nie dam sobie rady, bo nie wiem, do kogo się zwrócić. Wy siedzicie w tym dłużej.

Mówiąc „wy”, miałam na myśli Jacksona i Jane. Odczuwałam wyrzuty sumienia, wciągając w to Melanie i Aarona, dlatego zwróciłam się do nich:

– Mówię to też przy was, bo nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą jakieś tajemnice, ale nie oczekuję, że będziecie brali w tym udział. Nie chcę was narażać na niebezpieczeństwo. Poza tym i tak poświęciliście mi już dużo swojego czasu.

– Trzymaj mnie, Aaron, bo zaraz jej przyłożę – warknęła Mel, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Jej chłopak popatrzył rozbawiony to na nią, to na mnie, ale na wszelki wypadek położył rękę na jej ramieniu.

– Oczywiście, że chcemy brać w tym udział – oznajmiła dobitnie. – Jesteś naszą przyjaciółką i nie zostawimy cię samej, szczególnie teraz. Nawet gdybyś wciągała nas w zabicie kogoś i pomoc w pozbyciu się zwłok, wciąż byśmy ci nie odmówili. Nie ma takiej opcji, że się nas pozbędziesz, więc lepiej skończ wygadywać takie głupoty.

Uśmiechnęłam się do niej szeroko ze łzami w oczach, chwytając dziewczynę za nadgarstek w geście podziękowania.

– Melanie ma rację, Scar – dodał Aaron. – Gdybyśmy nie chcieli, żebyś nas wciągała w cokolwiek, w ogóle byśmy tutaj nie przylecieli. Pomożemy ci i zostaniemy tak długo, jak to będzie potrzebne.

Nie wiedziałam, czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, ale w tym momencie potrzebowałam ich jak nigdy i w duchu dziękowałam Bogu, że mi ich zesłał. Bez nich błądziłabym jak dziecko we mgle.

– Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie skontaktowanie się z Alessandro – wtrącił Jackson. – W końcu jest policjantem i ma dojścia. Tak jak przy Beckerze, tak teraz przyda się nam jego pomoc.

– Dobrze. – Pokiwałam głową, bo sama rozważałam zaangażowanie go w sprawę. W końcu wczoraj był tutaj i mówił, że jeśli będę czegokolwiek potrzebować, to mogę dzwonić. Nie sądziłam jednak, że tej pomocy będę domagać się tak szybko.

– Zadzwonię do niego od razu, zanim się rozmyślę – mruknęłam, po czym wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Wizytówka Alessandra leżała na szafce koło telewizora, więc podeszłam do niej i wybrałam numer.

– Vega, słucham? – odezwał się po drugim sygnale.

– Cześć, Alessandro, tu Scarlet – zaczęłam rozmowę.

– Cześć, miło cię słyszeć – odparł, a w jego głosie usłyszałam, że jest zaskoczony i jednocześnie uradowany tym, że dzwonię. – Stało się coś?

– Chciałam cię prosić o przysługę – powiedziałam. – Ale to nie jest rozmowa na telefon. Mógłbyś może przyjechać do mnie do domu?

– Wiesz co… – zawiesił na chwilę głos – myślę, że uda mi się wyrwać stąd na godzinę lub dwie.

– To super. – Ucieszyłam się i pokazałam reszcie kciuk uniesiony ku górze, na znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku. – To w takim razie do zobaczenia.

– Do zobaczenia – rzucił, po czym się rozłączył.

– I co powiedział Vega? – zapytała Melanie, kiedy usiadłam na fotelu.

– Na razie niewiele, bo w sumie nic mu nie powiedziałam. – Wzruszyłam ramionami. – Ma przyjechać tutaj za chwilę i wtedy we wszystko go wdrożę.

– Na bank się zgodzi. – Mel puściła do mnie oczko. – Mówiłam ci wczoraj, że ten facet na ciebie leci.

– Błagam cię, nie zaczynaj – jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.

– Czekaj, co?! – zapytała Jane, patrząc to na mnie, to na moją przyjaciółkę, która ma zdecydowanie za długi jęzor.

– Zastałam ich wczoraj wieczorem razem w salonie, kiedy z Aaronem wróciliśmy do domu – wyjaśniła jej Mel. – Na kilometr było widać, że nie przychodzi tutaj bezinteresownie.

– Powiedział, że mogę liczyć na jego przyjaźń i żebym dzwoniła, gdy będę czegoś potrzebować – powiedziałam. – Tylko tyle. To Melanie ma wybujałą wyobraźnię i dużo sobie dopowiada. Nic mnie z Vegą nie łączy i na pewno nie połączy.

Jane przyglądała mi się w zamyśleniu, a Mel pokręciła tylko głową.

– Oj, dajcie spokój – wtrącił Jackson. – Ja osobiście za nim nie przepadam.

– Dlaczego? – zapytałam i wszyscy spojrzeliśmy zaskoczeni na mężczyznę.

– Nie wiem – przyznał szczerze. – Ale coś mi w nim nie gra.

Nijak nie skomentowałam jego słów, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie znałam Alessandro zbyt długo i w sumie nie miałam o nim wyrobionej opinii. Faktem jest to, że pomógł mi i Carterowi znaleźć dowody na Beckera i wsadzić go do aresztu, a to już było coś.

*** 

Alessandro tak jak obiecał, przyjechał do nas niedługo potem. Kiedy zobaczył nas wszystkich zgromadzonych w salonie, przystanął zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się lekko i przysiadł na krześle, które przyniosłam tutaj wcześniej.

– Więc co jest takiego ważnego, że nie mogliśmy o tym porozmawiać przez telefon? – zapytał, patrząc na mnie.

Zerknęłam na Jacksona, który teraz stał przy oknie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i uważnie przyglądał się naszemu gościowi, jakby czekał na choćby jeden jego błąd.

– Chcę odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam prosto z mostu.

– Ale przecież wiesz, że to był wypadek – odparł Vega, zaskoczony. – Nie ma czego się tutaj doszukiwać.

Popatrzyłam na policjanta tak, jakbym widziała go na oczy po raz pierwszy w życiu. Serio był taki głupi czy bał się, że coś odkryję?

– Naprawdę w to wierzysz? – zapytałam z zaskoczeniem w głosie, nachylając się do niego. – Naprawdę wierzysz, że to był wypadek? Bo ani ja, ani nikt z moich przyjaciół nie uwierzy w te brednie. Zadzwoniłam, bo chciałam cię poprosić, żebyś pomógł mi dowiedzieć się prawdy. Masz dojścia tam, gdzie nasze ręce nie sięgają. Ale jeśli chcesz dalej mydlić mi oczy tym, że to był wypadek, to myślę, że nie mamy, o czym rozmawiać.

Wstałam z fotela, by podejść do okna i stanąć obok Jacksona, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa.

Byłam rozczarowana zachowaniem Alessandra. Sam powiedział, że jest moim przyjacielem i że mogę się do niego zwrócić, gdy będę potrzebować wsparcia. A teraz próbował mi wmówić, że to wszystko moje wymysły.

– Możemy porozmawiać na osobności? – poprosił nagle policjant.

– Dobrze – zgodziłam się po chwili namysłu. Widziałam, że Jackson już chce zaprotestować, ale Jane szybko złapała go za rękę, ostrzegając, żeby trzymał buzię na kłódkę. – To może przejdźmy do gabinetu.

Alessandro przepuścił mnie w drzwiach, po czym ruszył za mną.

– Przepraszam – powiedział mężczyzna, podchodząc do mnie, gdy drzwi gabinetu się za nami zamknęły. Zrobiłam kilka kroków w tył, bo jak na mój gust staliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie. – Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu nie chcę, żebyś się w to wszystko mieszała.

– Jakbyś nie zauważył, już jestem w to zamieszana – prychnęłam. Nie wierzyłam w jego wytłumaczenia. Coś mi tutaj nie grało. – I nie musisz się o mnie martwić. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać.

Mężczyzna przez chwilę przyglądał mi się tak, jakbym sprawiała mu ból. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam.

– Dobrze – westchnął. – Pomogę ci. Poszperam trochę i zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć. Ale niczego ci nie obiecuję.

– O to mi tylko chodzi – odparłam. – Dziękuję.

– Wybacz, ale teraz muszę wracać do pracy – oznajmił. – Odezwę się, gdy będę coś miał.

Skinęłam tylko głową i uśmiechnęłam się lekko, po czym Alessandro wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Nie wiedziałam, czy angażowanie w to wszystko policjanta to dobry czy zły pomysł, bo po tym, co powiedział Jackson, miałam mętlik w głowie. Ale każda pomoc się przyda. Poza tym angażując we wszystko Vegę, będziemy mieli go na oku i wtedy się dowiemy, czy jest wobec nas szczery, czy wręcz przeciwnie. Jak to mówią, trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej.

– I co powiedział? – spytała Melanie, pojawiając się w gabinecie i tym samym przerywając moje rozmyślania. Zaraz za nią pojawili się Aaron, Jackson i Jane.

– Obiecał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć i da znać – powtórzyłam im. – A tymczasem chciałabym spotkać się z naszymi ludźmi. Jackson, możesz wszystko zorganizować?

– Jasne, nie ma problemu – rzucił mężczyzna, wyciągnął telefon z kieszeni marynarki i zniknął w korytarzu.

*** 

Dwie godziny później ja, moi przyjaciele i siedemnastu innych mężczyzn zebraliśmy się w jadalni mojego domu. Żadne inne pomieszczenie nie było na tyle duże, żeby pomieścić nas wszystkich.

– Wiem, że zapewne jesteście zaskoczeni tak nagłym wezwaniem – zaczęłam. – Sama też nie do końca wiem, jak działać, dlatego potrzebuję waszej pomocy. Carter mianował mnie waszą nową donną i mam dla nas wszystkich pierwsze, wspólne zadanie. Chcę, żebyśmy dogrzebali się do prawdy w związku ze śmiercią Cartera.

Słysząc to, kilku mężczyzn zaczęło rozmawiać między sobą i kiwać głowami.

– Jeśli macie coś do powiedzenia, podzielcie się tym z nami wszystkimi – powiedziałam zdecydowanym głosem. Irytowało mnie takie szeptanie po kątach.

– Uważamy, że to słuszna decyzja, donna – odezwał się jeden z nich, z tego, co pamiętałam, miał na imię Paolo i był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Cartera. – Sami nie wierzymy, że to był nieszczęśliwy wypadek. Nie po tym, jak Christopher Becker został zamordowany w areszcie. Powiedz nam tylko, co mamy robić.

Ucieszyłam się, że wszyscy przyjęli to tak dobrze i nie kwestionowali mojej decyzji.

– Na razie nie mamy żadnego punktu zaczepienia, dlatego chcę, żebyście mieli oczy i uszy szeroko otwarte – oznajmiłam. – Wiem, że każdy z was ma swoje dojścia do różnych ludzi, więc spróbujcie dowiedzieć się czegokolwiek. Ludzie na pewno gadają, w końcu śmierć capo nie przechodzi bez echa. Innymi słowy, działamy tak samo jak w przypadku sprawy z Beckerem.

– A co, gdy uda nam się już do kogoś dotrzeć? – spytał jeden z mężczyzn. – Co mamy zrobić?

– Wtedy przyprowadzacie go do mnie – odparłam. – I trochę inaczej sobie z nim porozmawiamy.

Wszyscy uśmiechnęli się półgębkiem, jakby moja odpowiedź była dokładnie tym, co chcieli usłyszeć.

Prawda była taka, że nie miałam zamiaru bawić się w półśrodki. Nie żartowałam, gdy mówiłam, że znajdę tego, kto stoi za śmiercią Cartera, nawet jeśli miałabym go wykopać spod ziemi. A gdy już dostanę go w swoje ręce, lepiej niech Bóg ma go w opiece.

***

– Chcę, żebyś nauczył mnie walczyć – powiedziałam do Jacksona tego samego dnia, późnym popołudniem. Słysząc to, mężczyzna zakrztusił się kawą, którą właśnie pił.

– Co takiego? – Spojrzał na mnie tak, jakby wyrosła mi druga głowa.

– Właśnie to – oznajmiłam. – W końcu jestem donną, a to, że nie potrafię się bronić, jest żałosne. Poza tym, gdy już znajdziemy tego, kto doprowadził do śmierci Cartera, sama chcę się z nim policzyć. Nie mam zamiaru dopuścić, żebyś wyręczył mnie ty lub którykolwiek z naszych ludzi.

– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – stwierdził mężczyzna, marszcząc brwi.

– Co nie jest dobrym pomysłem? – spytała Jane, wchodząc do kuchni.

– Chcę, żeby twój mąż nauczył mnie walczyć – wyjaśniłam. – Ale chyba niezbyt mu się ten pomysł podoba.

– A dlaczego nie? – Jane spojrzała na niego groźnie. – Myślę, że to dobry pomysł. Mnie w końcu nauczyłeś, więc czemu nie możesz zrobić tego samego dla Scarlet?

– No właśnie, dlaczego? – Popatrzyłam na niego wyczekująco, krzyżując ręce na piersi.

– Dobrze już, dobrze – sapnął, unosząc ręce w geście kapitulacji. – Nauczę cię walczyć.

– I strzelać – dodałam.

Jackson skrzywił się lekko, ale pokiwał głową, przystając na moją prośbę.

– Zaczniemy jutro z samego rana, więc się przygotuj – oznajmił. – Nie dam ci forów.

– Wcale na nie nie liczę. – Puściłam do niego oczko. Starałam się być twarda, ale w duchu liczyłam już ilość siniaków, które będę miała po naszym jutrzejszym treningu.

 

poniedziałek, 17 maja 2021

"Scarlet" Klara Leończuk ROZDZIAŁ 1



Rozdział 1

Scarlet

 

Tydzień później

Nie miałam siły się ruszyć. Jedyne, na co miałam ochotę, to zasnąć i już nigdy się nie obudzić. Twarz miałam opuchniętą od płaczu, oczy zaczerwienione, a włosy brudne i potargane. Innymi słowy, wyglądałam beznadziejnie. W końcu nie ma co się dziwić, biorąc pod uwagę, że nie brałam prysznica prawie od tygodnia. Zamiast tego, co chwilę odtwarzałam w głowie wydarzenia z tego feralnego dnia, czując się tak, jakby brakowało mi powietrza. Nie mogłam oddychać. To była dla mnie istna tortura.

 

Sześć dni wcześniej

Cały dzień nie mogłam skontaktować się z Carterem i zaczynałam odchodzić od zmysłów, bo nigdy wcześniej nic takiego nie miało miejsca. Mój narzeczony zawsze odbierał ode mnie telefon. Zadzwoniłam do Jacksona, bo nie wiedziałam, co zrobić. Nie minęło piętnaście minut, a on i Jane wpadli zaalarmowani do naszego domu. Mężczyzna powiadomił też Alessandro, o czym ja nawet nie pomyślałam. Policjant obiecał, że zorientuje się w sprawie i spróbuje czegoś dowiedzieć.

– A teraz opowiedz nam na spokojnie, co się stało – poprosiła Jane, kierując mnie na sofę. Usiadła obok i mocno złapała moje ręce.

– Od wczorajszego wieczoru Carter był jakiś dziwny – powiedziałam, biorąc głębszy wdech. Łzy mimowolnie kapały mi z oczu, przez co obraz przed sobą miałam rozmazany. – Dzisiaj rano zjedliśmy śniadanie, po czym powiedział, że musi pojechać na chwilę do firmy, bo jest jakiś problem, który musi rozwiązać. Od tamtej chwili minęło ponad dziewięć godzin, a ja wciąż nie mam z nim kontaktu. W komórce włącza się poczta, a Emily powiedziała, że Carter w ogóle nie pojawił się dzisiaj w pracy. Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć.

Moja przyjaciółka popatrzyła zaniepokojona na swojego męża, a on podszedł do sofy i kucnął przede mną.

– Na pewno wszystko będzie dobrze – zapewnił mnie, kładąc mi rękę na kolanie. – Zobaczysz, Carter zaraz wróci i wszystko wyjaśni.

W tym samym momencie drzwi do domu się otworzyły. Zerwałam się z kanapy, święcie przekonana, że to mój narzeczony, jednak w salonie pojawił się Alessandro z grobową miną. Od razu wiedziałam, że to, co zaraz powie, mi się nie spodoba.

– Był wypadek – powiedział, od razu przechodząc do rzeczy. – To mało uczęszczana droga, dlatego dopiero niedawno ktoś zgłosił, że na poboczu stoi spalony wrak samochodu. Na podstawie tablic rejestracyjnych udało się nam ustalić, że to biały rangerover należący do Cartera.

– A co z nim? – zapytałam, łudząc się, że zaraz usłyszę, że jakimś cudem mój narzeczony przeżył. To przecież nie może tak się skończyć.

– Przykro mi, Scarlet – odparł Alessandro, spuszczając wzrok na podłogę. Nie był w stanie spojrzeć mi prosto w oczy.

– Nie! – krzyknęłam, odsuwając się od nich wszystkich i wystawiając rękę przed siebie, dając tym gestem znać, żeby nie odważyli się zrobić ani jednego kroku w moim kierunku. – Nawet nie waż mi się tego mówić! To nieprawda!

Jackson podszedł do mnie i zamknął mnie w szczelnym uścisku swoich ramion, a ja rozryczałam się na dobre i zaczęłam okładać go pięściami po piersi. Mężczyzna nic sobie jednak z tego nie robił i pozwalał potraktować się jak worek treningowy. Po chwili opadłam z sił i wtuliłam się w niego mocno, załamując się całkowicie. Nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę.

 

Obecnie

– Wystarczy tego dobrego – powiedziała Jane, wpadając do mojej sypialni, a zaraz za nią podążała Melanie. Tak, nie wiem, jakim cudem, ale Jane i Jackson skontaktowali się z moją przyjaciółką i opowiedzieli o wszystkim, a ona bez zbędnych ceregieli spakowała walizki dla siebie i swojego chłopaka, Aarona, a następnie obydwoje przylecieli tutaj samolotem należącym do przyjaciela Cartera.

– Dajcie mi spokój – mruknęłam, nakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. Nie miało dla mnie znaczenia, czy jest rano, popołudnie czy wieczór: wszystko straciło sens.

– Nie! – krzyknęła Mel, brutalnie ściągając ze mnie kołdrę, a Jane tymczasem odsłoniła żaluzje w oknach. – Koniec użalania się nad sobą. Od pogrzebu nie ruszasz się z łóżka. Czas wstać i zmierzyć się z rzeczywistością.

To do mnie nie docierało – „od pogrzebu”. Cztery dni temu pochowaliśmy Cartera. Jackson i Jane zajęli się wszystkimi przygotowaniami, bo ja nie byłam wstanie nic zrobić. Czułam się tak, jakbym żyła w innym wymiarze.

„Pogrzeb” – jedno słowo, które potrafi wywołać w człowieku tyle negatywnych emocji, wprost zniszczyć go od środka. Nie znam nikogo, kto byłby fanem takich uroczystości i z radością w nich uczestniczył.

Zawsze uważałam, że w niektórych przypadkach można przygotować się na to wydarzenie. Na przykład, gdy umiera ktoś starszy lub ktoś, kto chorował od dłuższego czasu, rodzina jest w stanie oswoić się z myślą, że niedługo straci tę osobę. Wiadomo, śmierć kogoś bliskiego zawsze boli jak cholera, ale czasami człowiek po prostu wie, że niedługo zabraknie jego krewnego. Wyczuwa to. Jednak jeśli chodzi o nagłe odejście kogoś, kto powinien żyć, kogo zabrakło zdecydowanie za wcześnie – wtedy jest sto razy gorzej. Myśli się o wszystkich wspólnych planach, marzeniach, których nie udało się zrealizować, bo najzwyczajniej w świecie zabrakło na to czasu. W takiej sytuacji znalazłam się ja. Miałam ochotę wyć z bólu i wściekać się jednocześnie, próbując się dowiedzieć dlaczego. Dlaczego odebrano mi Cartera, kiedy tak naprawdę dopiero rozpoczynaliśmy wspólne życie? Dlaczego nie mieliśmy szansy nacieszyć się sobą i po prostu żyć?

Odruchowo wróciłam myślami do tamtego dnia, krzywiąc się na samo wspomnienie.

– Jesteś gotowa do wyjścia? spytał Jackson, cicho pukając do drzwi mojego pokoju.

Tak, możemy iść odparłam automatycznie, poprawiając włosy. Ubrałam się w czarną sukienkę z krótkim rękawem, sięgającą mi nad kolano, a na nogi wsunęłam czarne szpilki. Włosy zebrałam w kok. Nie nałożyłam na twarz makijażu, bo najzwyczajniej w świecie nie miałam na to siły, a poza tym wiedziałam, że wystarczy chwila, żebym się rozpłakała, a wtedy makijaż szlag trafi.

Jackson podał mi ramię i razem zeszliśmy na dół, gdzie czekali na nas Jane, Melanie, Aaron i wszyscy ludzie Cartera. Za niecałą godzinę miała rozpocząć się msza w kaplicy, a po niej pochówek na cmentarzu. Agnese razem z Jane i Clarą przygotowały obiad dla gości, gdy już wrócimy do domu. Nie chciałam brać w tym udziału, ale przyjaciółki przekonały mnie, że nie powinnam chować się w pokoju, bo będzie tylko gorzej.

Cała ceremonia była piękna, jeśli można takim mianem określić czyjś pogrzeb. Kaplica wprost pękała w szwach, tyle osób pojawiło się w niej tego ranka. Jackson, Paolo, Giacobbe i jeszcze trzech innych ludzi Cartera niosło jego trumnę. Przez cały ten czas było ciepło i świeciło słońce, ale gdy dotarliśmy na wyznaczone miejsce pochówku i ludzie z firmy pogrzebowej byli w trakcie opuszczania trumny do ziemi, niebo zasnuło się chmurami i zaczęło padać.

Przez cały ten czas Jane trzymała mnie pod ramię, a z mojej drugiej strony stała Melanie. Zachowywały się tak, jakbym z rozpaczy miała zaraz rzucić się do tego dołu za Carterem. Biorąc pod uwagę, że nie wyobrażałam sobie dalszego funkcjonowania bez niego, może nie byłby to taki głupi pomysł. Nic nie miało dla mnie już sensu.

– Nie mam ochoty nigdzie się ruszać – powiedziałam dobitnie, siadając na łóżku i wracając do rzeczywistości. Próbowałam odzyskać kołdrę, ale Melanie była nieugięta i im bardziej ja ciągnęłam, tym bardziej ona trzymała. – Nie rozumiesz?! – krzyknęłam sfrustrowana, czując, że świeże łzy napływają mi do oczu. Byłam zła na Jane i Mel, bo nie rozumiały, przez co przechodzę, a swoim uporem tylko pogarszały sprawę. – On nie żyje! Straciłam jedynego mężczyznę, którego kochałam ponad życie! Był dla mnie wszystkim! WSZYSTKIM! Nie wiesz, co to za uczucie, tęsknić za kimś do bólu i jednocześnie wiedzieć, że nie ma możliwości, żebyś do niego zadzwoniła, usłyszała jego głos, poczuła jego dotyk! I ta wiedza, że czegokolwiek byś nie zrobiła, to i tak nie zwróci mu życia!

Melanie popatrzyła na mnie przez chwilę, po czym przytuliła mocno do siebie. Zaraz dołączyła do nas Jane i siedziałyśmy tak we trzy, próbując dodać sobie otuchy.

Wiedziałam, że moje przyjaciółki się starają, ale nie były w stanie mi pomóc, choćby nie wiem co. Nikt nie mógł. Sama musiałam poradzić sobie z tym niesamowitym bólem i wiedziałam, że on tak szybko nie minie. To, co czułam, to cierpienie… ono odbierało mi wolę życia.

– Wiemy, że cierpisz, Scar – powiedziała Jane. – I nawet nie próbujemy sobie wyobrazić, przez co teraz przechodzisz. Ale Carter nie chciałby, żebyś tak żyła. Nie chciałby, żebyś całymi dniami płakała i pogłębiała się w bólu. Musisz żyć, skarbie. Dla siebie. I dla niego.

Na początku miałam na końcu języka jakiś wredny komentarz, ale w ostatniej chwili się w niego ugryzłam.

– Macie rację – westchnęłam. – Wiem, że macie rację, ale to nie takie proste. Czuję się pusta w środku. Ale dobrze, wstanę z łóżka i zejdę do was, wezmę tylko prysznic. Dacie mi chwilę?

– Jasne – szepnęła Jane, uśmiechając się do mnie z otuchą. – Nie żeby coś, ale śmierdzisz. Prysznic to naprawdę dobry pomysł.

Roześmiałam się krótko, bo moja przyjaciółka miała rację. Sama czułam, że nie pachnę zbyt zachęcająco. Wstałam z łóżka i skierowałam się do łazienki, zamykając za sobą drzwi.

 

 

***

 

Ubrałam się w legginsy i biały T-shirt, a włosy zebrałam w koński ogon, po czym zeszłam na dół. W salonie zastałam Jane, Melanie, Aarona, Jacksona i o dziwo, Alessandro. Nie wiedziałam, co jeszcze tutaj robił.

– Hej – przywitałam się, gdy wszyscy na mój widok zamilkli i popatrzyli ze współczuciem wymalowanym na twarzach. Nie znosiłam tego. Nie potrzebowałam tego.

– Hej. – Usłyszałam chórek głosów, a Jackson podszedł do mnie i zapytał:

– Jesteś głodna?

– Nie, nie mam apetytu – szepnęłam zgodnie z prawdą.

– Scarlet, musisz coś jeść – stwierdziła Melanie. – Nie dasz tak rady na dłuższą metę.

– Dobrze, niech wam będzie – westchnęłam, poddając się. Nie miałam siły się kłócić. – Zjem cokolwiek.

Melanie wyszła z salonu, zapewne do kuchni, żeby poprosić Agnese o przygotowanie mi czegoś do jedzenia.

– Scarlet, wiem, że to nie jest dobry moment, ale chyba nigdy taki nie będzie – zaczął Jackson, podchodząc bliżej. – W obecnej sytuacji ktoś musi stanąć na czele mafii.

– No tak, ale dlaczego zwracasz się z tym do mnie? – spytałam, marszcząc brwi. – To chyba logiczne, że jako prawa ręka Cartera, to ty przejmujesz pałeczkę.

– Nie do końca – sapnął, zerkając na wszystkich w pokoju, jakby bojąc się mojej reakcji na jego następne słowa. – Carter spisał coś w rodzaju testamentu, w którym jasno określa, że jeśli coś mu się stanie, to ty masz zająć jego miejsce.

Nie wiedziałam, co zaszokowało mnie bardziej: to, że mój narzeczony spisał testament czy to, że zostawiał mafię mnie. Przecież ja nie miałam o tym pojęcia, byłam w tym nowa!

– Nie! – krzyknęłam, kręcąc głową. – Nie ma takiej opcji! Jackson, na Boga, ja się do tego nie nadaję! Po pierwsze, nie mam pojęcia o kierowaniu mafią, a po drugie nikt nie weźmie mnie na poważnie! Już widzę, jak ludzie Cartera będą słuchać moich poleceń! – zaśmiałam się, wyobrażając sobie siebie dyrygującą bandą niebezpiecznych facetów. Najzwyczajniej w świecie nie widziałam się w tej roli i nawet nie chciałam się jej podejmować. Byłam w tym wszystkim zielona.

– Poradzisz sobie – zapewnił mnie mężczyzna, podchodząc do mnie, po czym złapał mnie za ramiona w geście otuchy. – Będę przy tobie. A ludźmi się nie przejmuj. Byłaś narzeczoną Cartera, więc to logiczne, że cię posłuchają. Twoje zdanie jest tak samo ważne.

– Ale tobie się to wszystko należy – dodałam, czując, że zaczyna mi brakować argumentów. – Tyle lat mu pomagałeś, wspierałeś, byłeś obok.

– Może cię zaskoczę, ale nie chcę tego – zaśmiał się. – Pasuje mi to, co robię. Wolę stać z boku i cię wspierać, wierz mi. Mówię szczerze.

Westchnęłam głośno, przeczesując włosy palcami. A więc postanowione. Teraz ja tutaj rządzę.

***

Od zeszłego tygodnia Jackson przesiadywał ze mną całymi dniami w gabinecie Cartera i wdrażał we wszystko. Z początku przebywanie w tym pokoju bolało, bo każda rzecz przypominała mi o moim narzeczonym i o tym, co straciłam. Jakby tego było mało, to okazało się, że poza kierowaniem mafią, Carter zostawił mi swoją sieć hoteli. Na to z pewnością nie byłam przygotowana, a wyglądało na to, że mój narzeczony wręcz przeciwnie.

Dzisiaj był pierwszy dzień, kiedy miałam pojawić się w firmie, i już się bałam, jak wszyscy zareagują na mój widok.

– Gotowa? – zapytał Jackson, wchodząc do mojej sypialni. Ubrałam się w czarną sukienkę bez rękawów, kończącą się tuż przed kolanem, a włosy zebrałam w kok. Nałożyłam na twarz niewielki makijaż, akurat tyle, żeby ukryć sińce pod oczami i bladość cery.

– Tak, możemy iść. – Uśmiechnęłam się lekko. Mężczyzna przytrzymał dla mnie drzwi, puścił mnie przodem i razem zeszliśmy na dół. Jane została u siebie, bo nie czuła się za dobrze, więc teraz w domu była tylko Melanie i jej chłopak.

– Na pewno nie chcesz, żebyśmy jechali razem z tobą? – zainteresowała się przyjaciółka.

– Nie, daj spokój – zapewniłam ją. – Jak by to wyglądało? Nowa pani prezes z niańkami? To raczej nie przejdzie. Wystarczy mi, że Jackson ze mną pojedzie. Poza tym, Emily jest na miejscu.

– No dobrze, masz rację – stwierdziła dziewczyna, chociaż po jej minie widziałam, że wolałaby nie spuszczać mnie z oka. – Ale gdyby coś się działo albo gdybyś po prostu złapała doła, to od razu dzwoń, a ja przyjadę.

– Dziękuję – szepnęłam, przytulając ją mocno. Zaraz potem wraz z Jacksonem wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do czarnego mercedesa, po czym ruszyliśmy w stronę firmy.

– Bycie tam zaboli, wiem to – powiedziałam, gdy dojeżdżaliśmy na miejsce. – Ja… nie jestem gotowa, żeby zmierzyć się z tym wszystkim, ale wiem, że muszę. Im dłużej będę to odkładać, tym będzie mi ciężej. Mam tylko nadzieję, że kiedyś ten ból zmaleje i będę w stanie wspominać Cartera bez płaczu.

– Po burzy zawsze wychodzi słońce, Scar – pocieszył mnie Jackson, łapiąc za rękę. – Zobaczysz, jeszcze będziesz szczęśliwa. Nie powiem ci, że to nastąpi już niedługo, bo sam w to nie wierzę. Wiem, jak bardzo kochałaś mojego przyjaciela.

– Ja po prostu… – Zawiesiłam na chwilę głos, przełykając łzy. Nie chciałam rozkleić się tuż przed wejściem do biura. Nie po to nakładałam makijaż godzinę temu. – Po prostu nie wierzę, że to się naprawdę stało. Codziennie rano łudzę się, że to wszystko jest złym snem, z którego niedługo się obudzę i zobaczę obok siebie Cartera, a on powie mi, jak bardzo mnie kocha. Ale zaraz potem dociera do mnie, że to nie jest sen, tylko podła rzeczywistość. Ja nie poradzę sobie bez was, Jackson. Nie zostawiajcie mnie samej, proszę.

Wiem, że pod koniec brzmiałam żałośnie, ale taka była prawda. Jedynym, co jeszcze motywowało mnie do pozbierania się do kupy, byli moi przyjaciele. Bo wiedziałam, że jeśli znów się rozpadnę na kawałki, to oni będą obok, żeby poskładać mnie w całość.

Nagle mężczyzna zatrzymał się przy chodniku. Wyjrzałam przez okno i zorientowałam się, że dotarliśmy już do firmy. Jednak zanim zdążyłam wykonać jakiś ruch, Jackson chwycił moją twarz w swoje dłonie i zmusił, żebym spojrzała mu w oczy.

– Nigdy cię nie zostawimy. Nie ma nawet takiej opcji – powiedział dobitnie. – Jesteśmy rodziną. I nawet gdybyś miała nas dość i kazała nam spadać, to my i tak zostaniemy. Rozstawimy namiot w ogrodzie, jeśli będzie trzeba, ale nie zostawimy cię samej ani na moment. Jesteśmy rodziną.

Zagryzłam wargi i nie mogąc się powstrzymać, zarzuciłam ręce na szyję Jacksona i mocno się do niego przytuliłam. On odwzajemnił uścisk, opierając podbródek na moim prawym ramieniu.

– Dziękuję – szepnęłam, nie wiedząc, co więcej powiedzieć.

– Lepiej już chodźmy. – Mężczyzna zaśmiał się, poluźniając uścisk. – Czas, żeby załoga poznała nową szefową.

Jęknęłam tylko, po czym otworzyłam drzwi i wysiadłam z samochodu. Jackson poczekał na mnie na chodniku, a gdy do niego dołączyłam, ruszyliśmy w stronę wejścia budynku.

Jak tylko przekroczyliśmy próg biurowca, wszyscy zamarli, i to dosłownie. Było tak samo jak wtedy, gdy Carter po raz pierwszy przyprowadził mnie tutaj ze sobą. Jednak teraz zamiast spojrzeń pełnych ciekawości lub zazdrości, zewsząd mierzyłam się z wyrazami smutku i współczucia. Nawet Violet, recepcjonistka, która od zawsze okazywała mi jawną nienawiść, teraz uśmiechnęła się lekko na mój widok i powiedziała ciche: „dzień dobry”. Odpowiedziałam jej skinieniem głowy i nikłym uśmiechem, a następnie ruszyłam z Jacksonem w stronę wind.

– Na razie pojedziemy do gabinetu Cartera, żebyś mogła na spokojnie oswoić się z miejscem – wyjaśnił, gdy jechaliśmy na górę. – A za godzinę zorganizowałem spotkanie w sali konferencyjnej z pracownikami.

– Mam kompletną pustkę w głowie – powiedziałam przerażona. – Nie mam pojęcia, co im powiedzieć ani jak się zachowywać. To ty powinieneś stać na czele firmy i mafii. Ja się do tego nie nadaję, jestem żółtodziobem.

– Dasz sobie radę, zobaczysz – zapewnił mnie mężczyzna, ściskając moją rękę. – Ja tego wszystkiego nie chcę, mówiłem ci to już. I mówiłem szczerze. Carter wiedział, co robi, zostawiając wszystko tobie.

Zanim zdążyłam coś odpowiedzieć, dojechaliśmy na nasze piętro. Jak tylko ruszyliśmy w stronę gabinetu, zza biurka wyłoniła się Emily. Podeszła do mnie, smutna, i bez słowa przytuliła mocno do siebie. Odwzajemniłam uścisk, przymykając oczy.

***

Tak jak rano podejrzewałam, gdy tylko przekroczyłam próg gabinetu Cartera, poczułam się tak, jakby ktoś dźgnął mnie nożem prosto w serce. Z siłą tornada przypomniały mi się te wszystkie godziny, które spędziliśmy tutaj razem. Wszystko wyglądało tak, jakby Carter wyszedł na chwilę i zaraz miał wrócić: na biurku walały się papiery czekające na podpis, na środku stał laptop, a w łazience przylegającej do gabinetu zobaczyłam jego kosmetyki.

To było dla mnie za wiele. Niewiele brakowało, a odwróciłabym się na pięcie i wybiegła stąd z płaczem.

– Wszystko okej? – dociekał stojący tuż za mną Jackson.

– Tak, spokojnie – odparłam, zerkając na niego. Starałam się brzmieć przekonująco. – Nic mi nie jest.

Po wyrazie jego twarzy widziałam, że mi nie wierzy, ale nic więcej nie powiedział.

– Może podam wam coś do picia? – zaproponowała Emily, stając w drzwiach.

– Wiesz co, napiłabym się kawy – stwierdziłam. – Ale tylko jeśli zrobisz też sobie i do nas dołączysz.

Dziewczyna popatrzyła na mnie zaskoczona, ale zaraz uśmiechnęła się szeroko i powiedziała:

– Bardzo chętnie.

– Ja też poproszę kawę – dodał Jackson, zanim Emily zdążyła wyjść.

***

Godzinę później, tak jak zostało wcześniej zaplanowane, wszyscy pracownicy zebrali się w sali konferencyjnej. Usiadłam u szczytu stołu, Jackson po mojej prawej, a Emily po lewej stronie. Wstałam i odchrząknęłam, skupiając tym samym na sobie uwagę zgromadzonych osób. Rozmowy ucichły momentalnie, co wzięłam za dobry omen.

– Jak zapewne wiecie, Carter wyznaczył mnie na swoją następczynię – zaczęłam. – Nie będę was oszukiwać, nie mam doświadczenia na tym polu. Niektórzy z was pewnie uznają, że zaplanowałam sobie to wszystko z premedytacją, ale to nie jest prawdą. Jestem tak samo zaszokowana jak wy. Wiem, że siedzący obok mnie Jackson jest o wiele lepszym kandydatem na to stanowisko niż ja, ale z nieznanych mi przyczyn Carter wybrał mnie. Nie chcę go rozczarować ani działać wbrew jego woli, dlatego postanowiłam stanąć na wysokości zadania i dać z siebie wszystko. Mam nadzieję, że będę mogła liczyć na waszą pomoc. Z góry mówię, że nie mam zamiaru nikogo zwalniać ani wprowadzać żadnych zmian w kadrach. Jednak jeśli ktoś z was jest niezadowolony z tego stanu rzeczy, droga wolna. Nie będę nikogo przetrzymywać tutaj wbrew jego woli. – Skończyłam mówić i usiadłam z powrotem na fotelu, a w pomieszczeniu zapadła cisza jak makiem zasiał.

Nagle z krzesła podniósł się łysiejący mężczyzna średniego wzrostu z lekką nadwagą. Na oko był przed pięćdziesiątką.

– Pan Cambrini był wspaniałym szefem i wszystkim nam będzie go brakować – powiedział, a zaraz po jego słowach dało się słyszeć pomruki popierające jego wypowiedź. – Wierzymy, że wiedział, co robi, zostawiając firmę w pani rękach. Myślę, że najuczciwszym rozwiązaniem będzie, jeśli póki co poznamy się lepiej i zobaczymy, jak będzie się nam współpracować. Z pracy zwolnić się łatwo, ale znaleźć kolejną, to już inna kwestia.

– To uczciwa propozycja – odparłam, kiwając głową na znak zgody.

Spotkanie potrwało jeszcze kilka minut, po czym wszyscy rozeszli się do swoich obowiązków, a ja odetchnęłam z ulgą.

Komentując post wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, które odbywa się na podstawie zgody użytkownika na przetwarzanie danych osobowych (art. 6 ust. 1 lit a RODO z dn. 25.05.2018)