wtorek, 18 maja 2021

"Scarlet" Klara Leończuk - ROZDZIAŁ 2

 


Rozdział 2

Scarlet 

Kiedy następnego wieczoru wróciłam do domu, już nawejściu powitał mnie Stefano.

– Ma pani gościa – oznajmił. – Czeka w salonie.

Zdziwiłam się i niezwłocznie ruszyłam do pokoju. Gdy tylko tam dotarłam, zobaczyłam, że na fotelu siedzi nie kto inny jak Alessandro Vega.

– Cześć – powiedziałam, stając przy sofie. – Co cię do mnie sprowadza?

– Cześć, Scarlet. – Uśmiechnął się lekko i podniósł się, podchodząc bliżej. Był naprawdę przystojny. Wysoki, dobrze zbudowany, z brązowymi włosami sięgającymi mu za uszy i oczami w kolorze mlecznej czekolady. Gdyby sprawy miały się inaczej, nie mogłabym oprzeć się jego urokowi. – Pomyślałem, że sprawdzę, jak się masz. Nie znałem Cartera długo, ale domyślam się, że musi ci być teraz bardzo trudno. Poza tym masz na głowie firmę i mafię.

– To prawda, nie jest łatwo – przyznałam szczerze, po czym usiadłam na kanapie i przeczesałam włosy palcami. Stos dokumentów w firmie zdawał się rosnąć, a nie maleć. Na domiar złego telefony się urywały, bo kierownicy filii naszych hoteli rozsianych po całym świecie desperacko chcieli wiedzieć, co dalej z ich posadami i jakie zmiany zamierzam wprowadzić. Gdyby nie pomoc Jacksona i Emily, to nie wiem, jakbym sobie z tym wszystkim sama poradziła. Na szczęście członkowie mafii nad wyraz dobrze przyjęli fakt, że teraz będzie nimi rządzić kobieta i nie wszczynali z tego powodu buntu. – Ale jakoś daję sobie radę. Dobre jest w tym wszystkim to, że cały czas mam czymś zajętą głowę i brak mi czasu na użalanie się nad sobą.

Najgorsze były noce. Może to zabrzmi dziwnie, ale na poduszce wciąż czułam zapach Cartera. W szafie nadal wisiały jego ubrania, bo nie potrafiłam się zdobyć na spakowanie wszystkiego do toreb i oddanie potrzebującym ludziom. Wiem, że sama dodatkowo się tym wszystkim katowałam, ale po prostu nie byłam gotowa. Od jego śmierci minęły raptem dwa tygodnie.

– Przykro mi, że musisz przez to wszystko przechodzić. Gdybyś chciała pogadać, to tutaj jest mój numer – powiedział, wyciągając do mnie dłoń z wizytówką.

– Dlaczego to robisz? – spytałam, zaskoczona jego zachowaniem. – Tak naprawdę wcale mnie nie znasz. Łączyły cię tylko interesy z moim narzeczonym.

– Sam nie wiem – wyznał, marszcząc brwi. Miałam wrażenie, że nie jest ze mną całkiem szczery, ale nie miałam siły ani ochoty ciągnąć go teraz za język. – Po prostu wydaje mi się, że przyda ci się pomoc. Wiem, że otaczają cię teraz bliscy i nie mierzysz się ze wszystkim sama, ale jak to mówią, przyjaciół nigdy za wiele.

– Dziękuję. – Zdobyłam się na lekki uśmiech.

Nagle drzwi frontowe się otworzyły i do środka weszli roześmiani Melanie i Aaron. Uprzedzali mnie wcześniej, że popołudniu chcą wyjść do miasta i pozwiedzać, więc nie spodziewałam się ich w domu zbyt prędko. Jak widać ich wycieczka właśnie dobiegła końca.

– Hej. – Moja przyjaciółka przystanęła w progu salonu. Nie tylko mnie zdziwiła wizyta Alessandro, bo Mel patrzyła to na mnie, to na niego. Znałam ją na tyle długo, żeby wiedzieć, że weźmie mnie na spytki, gdy mój gość już sobie pójdzie.

– Hej – rzuciłam. – Jak tam zwiedzanie?

– Super – przyznała Melanie. – To miasto jest piękne.

– Tak piękne, że twoja droga przyjaciółka chce się tutaj przeprowadzić – prychnął Aaron, uśmiechając się lekko. – Już nawet znalazła nam dom, oczywiście niedaleko od ciebie.

Roześmiałam się tylko, bo znając Melanie, byłaby do tego zdolna.

– To ja już lepiej pójdę. – Naszą wymianę zdań przerwał Alessandro. – Pamiętaj o tym, co ci mówiłem, Scarlet.

– Będę. – Pokiwałam głową, zerkając na wizytówkę z jego numerem telefonu, którą wciąż trzymałam w dłoniach.

Kiedy usłyszeliśmy trzask drzwi frontowych, Melanie złapała mnie za rękę i zmusiła, żebym usiadła razem z nią na sofie.

– To ja lepiej pójdę na górę – stwierdził Aaron, wycofując się z salonu z rękoma uniesionymi ku górze w geście kapitulacji. – Nie mam ochoty słuchać waszego plotkowania. Tylko rozboli mnie od tego wszystkiego głowa.

Melanie pokazała mu język, a ja uśmiechnęłam się do mężczyzny.

– To teraz nawijaj. – Moja przyjaciółka popatrzyła na mnie wyczekująco, gdy zostałyśmy we dwie.

– O czym mam nawijać? – Zmarszczyłam czoło, udając, że nie wiem, o co jej chodzi. Czasami lubiłam się z nią podrażnić.

– Nie udawaj głupiej– westchnęła z jękiem, przewracając oczami. – Wracam do domu i zastaję ciebie, pogrążoną w rozmowie z Alessandro. A facet jest niczego sobie.

– Po pierwsze, przypominam ci, że masz chłopaka, więc jeśli dowie się, że wzdychasz na myśl o innym, to nie chciałabym być w twojej skórze – zauważyłam. – A poza tym Vega mnie nie interesuje w ten sposób. Owszem, jest przystojny, nawet bardzo, ale ja nie mam zamiaru z nikim się spotykać. Ani teraz, ani nigdy. To Carter był dla mnie tym jedynym i nikt go nie zastąpi.

W tej właśnie chwili mój w miarę dobry humor szlag jasny trafił. Na samą myśl o tych wszystkich planach i marzeniach, których nie uda mi się zrealizować razem z Carterem, miałam ochotę zwinąć się w kłębek i płakać.

– Przepraszam – powiedziała Mel, widząc, że wpadam w doła. – Nie chciałam, żeby to tak zabrzmiało. Wiem, że Carter był dla ciebie wszystkim i przez myśl mi nie przeszło, że mogłabyś zacząć spotykać się z kimś innym, szczególnie teraz. Po prostu uważam, że wpadłaś w oko naszemu panu policjantowi.

– Jeśli tak rzeczywiście jest, to niech nie robi sobie nadziei – stwierdziłam, zirytowana jej komentarzem. – Jedyne, co mogę teraz zaoferować komukolwiek to przyjaźń.

– Dobra, wystarczy tego gadania o facetach. – Melanie klepnęła mnie w udo, wyraźnie chcąc sprawić, żeby mój dobry humor sprzed kilku minut powrócił. – Może zrobimy sobie michę popcornu, otworzymy butelkę wina i puścimy jakąś komedię? Dawno nie miałyśmy babskiego wieczoru.

– Masz rację, to dobry pomysł. –Nie do końca byłam w nastroju, ale nie chciałam sprawić przykrości Melanie. Widziałam, że się stara, żeby poprawić mi humor, za co byłam jej wdzięczna. – Przyda się nam taki relaks.

– No i super. – Mel wstała z kanapy i ruszyła w stronę kuchni. – To ja przygotuję wino i przekąski, a ty wybierz film.

Pokiwałam głową, po czym włączyłam telewizor i uruchomiłam Netflixa. Wybór padł na Kocha, lubi, szanuje. Widziałam to już dwa razy, ale podobał mi się Ryan Gosling w tym filmie.

Melanie wróciła po chwili, w jednej ręce trzymając miskę z popcornem, a w drugiej butelkę wina.

– A gdzie kieliszki? – spytałam, unosząc brew.

– To babski wieczór – wyjaśniła. – Nasz babski wieczór. Nie potrzebujemy kieliszków.

Prychnęłam tylko i usiadłam wygodniej na kanapie, sięgając do miski, a następnie włączyłam film.

***

Następnego ranka obudziłam się z bólem głowy i dziwnie powyginana, nie wiedząc, gdzie się znajduję. Potrzebowałam chwili, żeby uświadomić sobie, że leżę na sofie w salonie, a Melanie śpi z głową na moim brzuchu, obejmując mnie ręką w pasie. Dziwiłam się, że była w stanie przespać tak całą noc, z nogami podkulonymi pod siebie, bo sofa była na to zdecydowanie za krótka. Przetarłam twarz rękoma i jak tylko zaczęłam się wiercić, Melanie otworzyła oczy i rozejrzała się dookoła spod przymrużonych powiek.

– Zasnęłyśmy tutaj? – zapytała zaspanym głosem.

– Jak widać – odparłam. – Dobrze, że dzisiaj sobota i nie muszę iść do firmy. Głowa mnie boli tak, że jedyne, na co mam ochotę, to położyć się do łóżka i przeleżeć cały dzień.

– Po połowie butelki wina? – zdziwiła się Melanie.

– Najwidoczniej – mruknęłam.

– No nic, idę wziąć prysznic – stwierdziła moja przyjaciółka, po czym podniosła się ze mnie.

– Dobry pomysł. – Pokiwałam głową i sama też skierowałam się do swojej sypialni. Potrzebowałam takiego wieczoru. Przez moment zapomniałam o wszystkim, o wszystkich smutkach i problemach.

Wiedziałam, że gdy się ogarnę, muszę porozmawiać z Jacksonem. Przez tych ostatnich kilka dni intensywnie nad czymś rozmyślałam. Byłam pewna, że wypadek Cartera wcale nie był wypadkiem. I zamierzałam odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią mojego narzeczonego. Nie odpuszczę, dopóki się nie zemszczę.

Gdy zeszłam na dół na śniadanie, w kuchni zastałam Melanie i Agnese, przygotowującą jedzenie.

– Lepiej się czujesz? – spytała moja przyjaciółka, gdy usiadłam na stołku barowym obok niej.

– Powiedzmy – mruknęłam, przykładając chłodną dłoń do czoła. – Ale na pewno nie będę dzisiaj w szczytowej formie.

W tej samej chwili Agnese postawiła przede mną talerz z jajecznicą na boczku i smażonymi kiełbaskami.

– Na kaca najlepsze jest tłuste jedzenie – rzuciła w odpowiedzi na moje nieme pytanie.

– Okej, skoro tak twierdzisz – westchnęłam i zabrałam się do jedzenia.

Posiłek przerwało mi pojawienie się w domu Jane i Jacksona.

– Hej – powiedziała kobieta, wchodząc do kuchni, a następnie podeszła do mnie i uścisnęła na powitanie.

– Hej, wiecie, że nie musicie przyjeżdżać tutaj codziennie i sprawdzać, jak się mam? – zapytałam, unosząc brew do góry. Głupio mi było, bo miałam wrażenie, że przez fakt, że moi przyjaciele są tak zaabsorbowani mną, nie mają czasu na własne życie. – Nie potrzebuję opieki dwadzieścia cztery godziny na dobę. Poza tym na miejscu jest Melanie i Aaron, nie wspominając o Agnese, Stefano i reszcie osób. W tym domu cały czas ktoś się kręci.

– I tak ma być – odparła Jane. – I nie pleć bzdur, że zabierasz nam czas, bo wcale tak nie jest.

– W sumie, to może i dobrze, że jesteście, bo chciałabym z wami o czymś porozmawiać – oświadczyłam, kończąc śniadanie. – Ale może jesteście głodni i chcielibyście coś najpierw zjeść?

– Nie, spokojnie, jedliśmy przed wyjściem – zapewniła mnie moja przyjaciółka. – Teraz jem za dwoje, więc mam spust jak odkurzacz. Samej siebie nie poznaję.

– Ja też nie poznaję własnej żony – zaśmiał się Jackson. – Najfajniej jest, gdy o drugiej w nocy najdzie ją ochota na lody karmelowe, a gdy już wracam do domu ze sklepu, to dzwoni do mnie i mówi, że zjadłaby jeszcze coś słonego.

– Hahaha – prychnęła Jane, po czym klepnęła męża w pierś. – Ale tak na poważnie, to o co chodzi?

– To może przejdźmy do salonu, będzie nam wygodniej – zaproponowałam, wstając ze stołka. – Melanie, zawołaj Aarona, jeśli możesz.

– Jasne, już po niego idę – rzuciła, wyszła z kuchni i skierowała się schodami na górę do ich pokoju.

Dziesięć minut później zastałam Jane i Jacksona objętych na sofie, Melanie usiadła w fotelu, jej chłopak stanął obok niej, a ja zajęłam drugi fotel.

– To z jakiej racji ta narada? – zapytała Mel, przerywając ciszę.

– Chcę odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam, wziąwszy uprzednio głębszy wdech. – Nie jestem głupia i nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Nie po tym, co przeszliśmy.

Kiedy to oznajmiłam, zapadła cisza, podczas której wszyscy moi przyjaciele przyglądali mi się intensywnie. Nie wiedziałam, co im chodzi po głowach, ale w duchu modliłam się, żeby nie brali mnie za wariatkę.

– No dobrze – stwierdził Jackson, wzruszając ramionami, jakby to nie było nic wielkiego. – Nie powiem, że jestem tym zaskoczony, bo przeczuwałem, że gdy dojdziesz trochę do siebie, zaczniesz dodawać dwa do dwóch. Sam też nigdy nie uwierzę, że to był wypadek. Z tego, co wiem na asfalcie nie było śladów hamowania. Ponadto samochód uderzył w barierkę, która oddziela drogę od urwiska. Takie uderzenie nie spowodowałoby, że auto stanęło w płomieniach. Musiałoby stoczyć się z góry albo dachować.

– Dlatego potrzebuję waszej pomocy – powiedziałam, oddychając z ulgą. – Sama nie dam sobie rady, bo nie wiem, do kogo się zwrócić. Wy siedzicie w tym dłużej.

Mówiąc „wy”, miałam na myśli Jacksona i Jane. Odczuwałam wyrzuty sumienia, wciągając w to Melanie i Aarona, dlatego zwróciłam się do nich:

– Mówię to też przy was, bo nie chcę, żebyśmy mieli przed sobą jakieś tajemnice, ale nie oczekuję, że będziecie brali w tym udział. Nie chcę was narażać na niebezpieczeństwo. Poza tym i tak poświęciliście mi już dużo swojego czasu.

– Trzymaj mnie, Aaron, bo zaraz jej przyłożę – warknęła Mel, a ja spojrzałam na nią zaskoczona. Jej chłopak popatrzył rozbawiony to na nią, to na mnie, ale na wszelki wypadek położył rękę na jej ramieniu.

– Oczywiście, że chcemy brać w tym udział – oznajmiła dobitnie. – Jesteś naszą przyjaciółką i nie zostawimy cię samej, szczególnie teraz. Nawet gdybyś wciągała nas w zabicie kogoś i pomoc w pozbyciu się zwłok, wciąż byśmy ci nie odmówili. Nie ma takiej opcji, że się nas pozbędziesz, więc lepiej skończ wygadywać takie głupoty.

Uśmiechnęłam się do niej szeroko ze łzami w oczach, chwytając dziewczynę za nadgarstek w geście podziękowania.

– Melanie ma rację, Scar – dodał Aaron. – Gdybyśmy nie chcieli, żebyś nas wciągała w cokolwiek, w ogóle byśmy tutaj nie przylecieli. Pomożemy ci i zostaniemy tak długo, jak to będzie potrzebne.

Nie wiedziałam, czym zasłużyłam sobie na takich przyjaciół, ale w tym momencie potrzebowałam ich jak nigdy i w duchu dziękowałam Bogu, że mi ich zesłał. Bez nich błądziłabym jak dziecko we mgle.

– Myślę, że najlepszym rozwiązaniem będzie skontaktowanie się z Alessandro – wtrącił Jackson. – W końcu jest policjantem i ma dojścia. Tak jak przy Beckerze, tak teraz przyda się nam jego pomoc.

– Dobrze. – Pokiwałam głową, bo sama rozważałam zaangażowanie go w sprawę. W końcu wczoraj był tutaj i mówił, że jeśli będę czegokolwiek potrzebować, to mogę dzwonić. Nie sądziłam jednak, że tej pomocy będę domagać się tak szybko.

– Zadzwonię do niego od razu, zanim się rozmyślę – mruknęłam, po czym wyjęłam telefon z tylnej kieszeni spodni. Wizytówka Alessandra leżała na szafce koło telewizora, więc podeszłam do niej i wybrałam numer.

– Vega, słucham? – odezwał się po drugim sygnale.

– Cześć, Alessandro, tu Scarlet – zaczęłam rozmowę.

– Cześć, miło cię słyszeć – odparł, a w jego głosie usłyszałam, że jest zaskoczony i jednocześnie uradowany tym, że dzwonię. – Stało się coś?

– Chciałam cię prosić o przysługę – powiedziałam. – Ale to nie jest rozmowa na telefon. Mógłbyś może przyjechać do mnie do domu?

– Wiesz co… – zawiesił na chwilę głos – myślę, że uda mi się wyrwać stąd na godzinę lub dwie.

– To super. – Ucieszyłam się i pokazałam reszcie kciuk uniesiony ku górze, na znak, że wszystko idzie w dobrym kierunku. – To w takim razie do zobaczenia.

– Do zobaczenia – rzucił, po czym się rozłączył.

– I co powiedział Vega? – zapytała Melanie, kiedy usiadłam na fotelu.

– Na razie niewiele, bo w sumie nic mu nie powiedziałam. – Wzruszyłam ramionami. – Ma przyjechać tutaj za chwilę i wtedy we wszystko go wdrożę.

– Na bank się zgodzi. – Mel puściła do mnie oczko. – Mówiłam ci wczoraj, że ten facet na ciebie leci.

– Błagam cię, nie zaczynaj – jęknęłam, chowając twarz w dłoniach.

– Czekaj, co?! – zapytała Jane, patrząc to na mnie, to na moją przyjaciółkę, która ma zdecydowanie za długi jęzor.

– Zastałam ich wczoraj wieczorem razem w salonie, kiedy z Aaronem wróciliśmy do domu – wyjaśniła jej Mel. – Na kilometr było widać, że nie przychodzi tutaj bezinteresownie.

– Powiedział, że mogę liczyć na jego przyjaźń i żebym dzwoniła, gdy będę czegoś potrzebować – powiedziałam. – Tylko tyle. To Melanie ma wybujałą wyobraźnię i dużo sobie dopowiada. Nic mnie z Vegą nie łączy i na pewno nie połączy.

Jane przyglądała mi się w zamyśleniu, a Mel pokręciła tylko głową.

– Oj, dajcie spokój – wtrącił Jackson. – Ja osobiście za nim nie przepadam.

– Dlaczego? – zapytałam i wszyscy spojrzeliśmy zaskoczeni na mężczyznę.

– Nie wiem – przyznał szczerze. – Ale coś mi w nim nie gra.

Nijak nie skomentowałam jego słów, bo nie wiedziałam, co powiedzieć. Nie znałam Alessandro zbyt długo i w sumie nie miałam o nim wyrobionej opinii. Faktem jest to, że pomógł mi i Carterowi znaleźć dowody na Beckera i wsadzić go do aresztu, a to już było coś.

*** 

Alessandro tak jak obiecał, przyjechał do nas niedługo potem. Kiedy zobaczył nas wszystkich zgromadzonych w salonie, przystanął zaskoczony, ale po chwili uśmiechnął się lekko i przysiadł na krześle, które przyniosłam tutaj wcześniej.

– Więc co jest takiego ważnego, że nie mogliśmy o tym porozmawiać przez telefon? – zapytał, patrząc na mnie.

Zerknęłam na Jacksona, który teraz stał przy oknie z rękoma skrzyżowanymi na piersi i uważnie przyglądał się naszemu gościowi, jakby czekał na choćby jeden jego błąd.

– Chcę odnaleźć tego, kto stoi za śmiercią Cartera – powiedziałam prosto z mostu.

– Ale przecież wiesz, że to był wypadek – odparł Vega, zaskoczony. – Nie ma czego się tutaj doszukiwać.

Popatrzyłam na policjanta tak, jakbym widziała go na oczy po raz pierwszy w życiu. Serio był taki głupi czy bał się, że coś odkryję?

– Naprawdę w to wierzysz? – zapytałam z zaskoczeniem w głosie, nachylając się do niego. – Naprawdę wierzysz, że to był wypadek? Bo ani ja, ani nikt z moich przyjaciół nie uwierzy w te brednie. Zadzwoniłam, bo chciałam cię poprosić, żebyś pomógł mi dowiedzieć się prawdy. Masz dojścia tam, gdzie nasze ręce nie sięgają. Ale jeśli chcesz dalej mydlić mi oczy tym, że to był wypadek, to myślę, że nie mamy, o czym rozmawiać.

Wstałam z fotela, by podejść do okna i stanąć obok Jacksona, nie zwracając uwagi na resztę towarzystwa.

Byłam rozczarowana zachowaniem Alessandra. Sam powiedział, że jest moim przyjacielem i że mogę się do niego zwrócić, gdy będę potrzebować wsparcia. A teraz próbował mi wmówić, że to wszystko moje wymysły.

– Możemy porozmawiać na osobności? – poprosił nagle policjant.

– Dobrze – zgodziłam się po chwili namysłu. Widziałam, że Jackson już chce zaprotestować, ale Jane szybko złapała go za rękę, ostrzegając, żeby trzymał buzię na kłódkę. – To może przejdźmy do gabinetu.

Alessandro przepuścił mnie w drzwiach, po czym ruszył za mną.

– Przepraszam – powiedział mężczyzna, podchodząc do mnie, gdy drzwi gabinetu się za nami zamknęły. Zrobiłam kilka kroków w tył, bo jak na mój gust staliśmy zdecydowanie zbyt blisko siebie. – Nie miałem nic złego na myśli. Po prostu nie chcę, żebyś się w to wszystko mieszała.

– Jakbyś nie zauważył, już jestem w to zamieszana – prychnęłam. Nie wierzyłam w jego wytłumaczenia. Coś mi tutaj nie grało. – I nie musisz się o mnie martwić. Jestem dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać.

Mężczyzna przez chwilę przyglądał mi się tak, jakbym sprawiała mu ból. Kompletnie nic z tego nie rozumiałam.

– Dobrze – westchnął. – Pomogę ci. Poszperam trochę i zobaczę, czego uda mi się dowiedzieć. Ale niczego ci nie obiecuję.

– O to mi tylko chodzi – odparłam. – Dziękuję.

– Wybacz, ale teraz muszę wracać do pracy – oznajmił. – Odezwę się, gdy będę coś miał.

Skinęłam tylko głową i uśmiechnęłam się lekko, po czym Alessandro wyszedł z gabinetu, zostawiając mnie sam na sam z moimi myślami. Nie wiedziałam, czy angażowanie w to wszystko policjanta to dobry czy zły pomysł, bo po tym, co powiedział Jackson, miałam mętlik w głowie. Ale każda pomoc się przyda. Poza tym angażując we wszystko Vegę, będziemy mieli go na oku i wtedy się dowiemy, czy jest wobec nas szczery, czy wręcz przeciwnie. Jak to mówią, trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej.

– I co powiedział? – spytała Melanie, pojawiając się w gabinecie i tym samym przerywając moje rozmyślania. Zaraz za nią pojawili się Aaron, Jackson i Jane.

– Obiecał, że spróbuje się czegoś dowiedzieć i da znać – powtórzyłam im. – A tymczasem chciałabym spotkać się z naszymi ludźmi. Jackson, możesz wszystko zorganizować?

– Jasne, nie ma problemu – rzucił mężczyzna, wyciągnął telefon z kieszeni marynarki i zniknął w korytarzu.

*** 

Dwie godziny później ja, moi przyjaciele i siedemnastu innych mężczyzn zebraliśmy się w jadalni mojego domu. Żadne inne pomieszczenie nie było na tyle duże, żeby pomieścić nas wszystkich.

– Wiem, że zapewne jesteście zaskoczeni tak nagłym wezwaniem – zaczęłam. – Sama też nie do końca wiem, jak działać, dlatego potrzebuję waszej pomocy. Carter mianował mnie waszą nową donną i mam dla nas wszystkich pierwsze, wspólne zadanie. Chcę, żebyśmy dogrzebali się do prawdy w związku ze śmiercią Cartera.

Słysząc to, kilku mężczyzn zaczęło rozmawiać między sobą i kiwać głowami.

– Jeśli macie coś do powiedzenia, podzielcie się tym z nami wszystkimi – powiedziałam zdecydowanym głosem. Irytowało mnie takie szeptanie po kątach.

– Uważamy, że to słuszna decyzja, donna – odezwał się jeden z nich, z tego, co pamiętałam, miał na imię Paolo i był jednym z najbardziej zaufanych ludzi Cartera. – Sami nie wierzymy, że to był nieszczęśliwy wypadek. Nie po tym, jak Christopher Becker został zamordowany w areszcie. Powiedz nam tylko, co mamy robić.

Ucieszyłam się, że wszyscy przyjęli to tak dobrze i nie kwestionowali mojej decyzji.

– Na razie nie mamy żadnego punktu zaczepienia, dlatego chcę, żebyście mieli oczy i uszy szeroko otwarte – oznajmiłam. – Wiem, że każdy z was ma swoje dojścia do różnych ludzi, więc spróbujcie dowiedzieć się czegokolwiek. Ludzie na pewno gadają, w końcu śmierć capo nie przechodzi bez echa. Innymi słowy, działamy tak samo jak w przypadku sprawy z Beckerem.

– A co, gdy uda nam się już do kogoś dotrzeć? – spytał jeden z mężczyzn. – Co mamy zrobić?

– Wtedy przyprowadzacie go do mnie – odparłam. – I trochę inaczej sobie z nim porozmawiamy.

Wszyscy uśmiechnęli się półgębkiem, jakby moja odpowiedź była dokładnie tym, co chcieli usłyszeć.

Prawda była taka, że nie miałam zamiaru bawić się w półśrodki. Nie żartowałam, gdy mówiłam, że znajdę tego, kto stoi za śmiercią Cartera, nawet jeśli miałabym go wykopać spod ziemi. A gdy już dostanę go w swoje ręce, lepiej niech Bóg ma go w opiece.

***

– Chcę, żebyś nauczył mnie walczyć – powiedziałam do Jacksona tego samego dnia, późnym popołudniem. Słysząc to, mężczyzna zakrztusił się kawą, którą właśnie pił.

– Co takiego? – Spojrzał na mnie tak, jakby wyrosła mi druga głowa.

– Właśnie to – oznajmiłam. – W końcu jestem donną, a to, że nie potrafię się bronić, jest żałosne. Poza tym, gdy już znajdziemy tego, kto doprowadził do śmierci Cartera, sama chcę się z nim policzyć. Nie mam zamiaru dopuścić, żebyś wyręczył mnie ty lub którykolwiek z naszych ludzi.

– Nie wiem, czy to jest dobry pomysł – stwierdził mężczyzna, marszcząc brwi.

– Co nie jest dobrym pomysłem? – spytała Jane, wchodząc do kuchni.

– Chcę, żeby twój mąż nauczył mnie walczyć – wyjaśniłam. – Ale chyba niezbyt mu się ten pomysł podoba.

– A dlaczego nie? – Jane spojrzała na niego groźnie. – Myślę, że to dobry pomysł. Mnie w końcu nauczyłeś, więc czemu nie możesz zrobić tego samego dla Scarlet?

– No właśnie, dlaczego? – Popatrzyłam na niego wyczekująco, krzyżując ręce na piersi.

– Dobrze już, dobrze – sapnął, unosząc ręce w geście kapitulacji. – Nauczę cię walczyć.

– I strzelać – dodałam.

Jackson skrzywił się lekko, ale pokiwał głową, przystając na moją prośbę.

– Zaczniemy jutro z samego rana, więc się przygotuj – oznajmił. – Nie dam ci forów.

– Wcale na nie nie liczę. – Puściłam do niego oczko. Starałam się być twarda, ale w duchu liczyłam już ilość siniaków, które będę miała po naszym jutrzejszym treningu.

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentując post wyrażasz zgodę na przetwarzanie danych osobowych, które odbywa się na podstawie zgody użytkownika na przetwarzanie danych osobowych (art. 6 ust. 1 lit a RODO z dn. 25.05.2018)